czwartek, 13 marca 2014

Dwupak :)

Dalej dwupak. Notki pojawiaja sie na innym blogu wiec jesli ktos jeszcze nei dostal zaproszenia to prosze o pozostawienie adresu emeil ;)

czwartek, 6 marca 2014

2 w 1

9 marca godz. 19:40
Dalej nic ;p
Streszczenie weekendu jutro ;p
.................................................
W dalszym ciągu jestem podwójna. Dalej się nudzę więc wymyślam sobie co robić. W swoim nie perfekcjonizmie wszystko za co się biorę może mieć różne konsekwencje. O dziwo P. przymyka oko. Nie wiem czy dlatego, że jestem w ciąży czy dlatego, że tak bardzo mnie kocha. Przykład już tu był raz. Jak piekłam pasztet. Najpierw był słabo doprawiony, a potem zrobiłam z niego solną masakrę. Czekałam tylko aż wystygnie, by wyrzucić go do kosza. P. wraca i chce go spróbować.
Ja- Jest straszny, niezjadliwy, nie bierz go.
P. mimo to odkraja solidny kawałek.
P.- Eeee nie jest tak źle.
Nie wiem czy śmiać się czy płakać nad mężem własnym, który przeżywa teraz katusze ale chce być miły.
Ja- Jadłam go. Tak więc wiem jak smakuje. Proszę Cię wyrzuć go do kosza. Naprawdę wiem, że to jest po prostu blok solny.
Na szczęście meni posłuchał. Tak samo było z biszkoptem. Nie chce mi się czegoś odmierzać to robię to "na oko" i tak wyszedł biszkopt, który mógłby być alternatywnym rozwiązaniem dla materiałów budowlanych. Twardy, suchy. Mimo to P. dalej łamał sobie zęby, by go zjeść. Naprawdę jak już wiem, że coś mi nie wyszło muszę tego się od razu pozbyć, bo P. kiedyś dostanie rozstroju żołądka. Nie żebym była aż tak straszną kucharką. Naprawdę są rzeczy, które mi wychodzą ale gdy za bardzo eksperymentuje w kuchni lub robię coś "na oko" to kończy się katastrofą. Dobrze, że mam wstręt do chemii, bo kiedyś wysadziłabym jakieś laboratorium w powietrze. i to po 15 minutach. 
Wczoraj stwierdziłam, że posieje sobie pietruszkę, szczypiorek i papryczkę ozdobną do doniczek.  Tak więc zakupiłam doniczki i ziemię. Oczywiście mniejszych niż 5 litrowych worków nie było. Aż sprzedawczyni zastanawiała się, czy mi ją sprzedać, bo taki duży (?) brzuszek i będę takie ciężary dźwigać, a już mam jedna torbę z zakupami. Bez problemu dotargałam worek na mieszkanie i oto mój parapet.




Teraz pozostaje czekać aż zaczną kiełkować, a ja przestanę je podlewać i je zasuszę. Czyli norma u blondynki. U nas w domu kwiatami zajmuje się mama. Jak była w szpitalu z Młodym i tata przejął funkcje podlewania to naliczył ponad 100 kwiatów w domu.  Teoretycznie my byliśmy odpowiedzialni za swoje pokoje i rośliny w nich występujące. W praktyce mama i tak je kontrolowała.
Poza tym brzuch twardy. Pojawiają się skurcze za dnia. Dzisiaj mam wizytę u lekarki. Waga dalej nie przekroczyła 60 kg (przy 1,65m) , obwód bez zmian chociaż jak zdjęcie pokazuje brzuch mi się opuścił. Samopoczucie dobre. Mdli mnie na słodkie, najlepiej leży mi się na lewym boku, chyba mi wypadł czop śluzowy ale nie wiem czy to jest to i zastanawiam się czy jest możliwe, że przegapię poród. 


Do końca pozostało 3 dni wg USG, 14 dni wg miesiączki.
Trzymajcie kciuki, by lekarka dała mi nadzieje na poród w najbliższych dniach.

środa, 26 lutego 2014

Inny adres+ dwupak

Tak naprawde pisze innego bloga od wielu lat. Ten mial byc dodatkowy a wyszlo ze notki sa takie same. Tak wiec jak ktos chce dostep do mojego zamknietego bloga prosze o zostawienei adresow emeil to powysylam zaroszenia gdyz tego bloga planuje zamknac ;)


.....................................
Nie urodziłam. Jak urodzę to pewnie poproszę Młodą lub Młodszą by zamieściły tu informacje ;) 
Całe dnie szukam sobie zajęcia, piorę, prasuje, ścieram kurze, gotuje, sprzątam, spaceruje. Tak jakbym sie przygotowywała do testu białej rękawiczki. Niestety brudne pranie, prasowanie i kurze nie nadążają za mną i zazwyczaj co drugi dzień nie mam nic do roboty. Dzisiaj z okazji tłustego czwartku robię...gofry. Pączki robiłam ostatnio.  Dzisiaj mam też wizytę wieczorem u swojej ginekolog. Błagam niech mi da nadzieje, że urodzę w miarę szybko, bo umrę od leżenia. Im mniej mam do roboty, tym gorzej mi się wstaje i ciężko zabrać za cokolwiek. Tak więc w poniedziałek i we wtorek przeleżałam w łóżku i dopiero wczoraj się wybrałam na spacer, który mnie wymęczył.
Ja wiem, że dla dziecka lepiej jak sobie podrośnie w brzuchu ale już wolałabym mieć A. na zewnątrz. Zmieniła się też wizja porodu. Dalej się nie boję (jak już będę w szpitalu to pewnie będę błagać lekarzy, by mnie dobili) ale P. stwierdził, że chciałbym zobaczyć jak Mała pojawia się na świecie. Zaraz szybko dodał, że może nie dokładnie widzieć jak wychodzi ale chciałby przy tym być, bo jego koledzy w pracy byli przy narodzinach. Jako więc przykładna zona (ciągle mówię o P. -mój chłopak, a jak ktoś powie przy nim o mnie moja dziewczyna- to poprawia "To jest moja zona, a nie dziewczyna") stwierdziłam, że mi tam nie będzie przeszkadzał tylko niech się liczy, że będę płakać, krzyczeć, przeklinać i będę gorsza niż jakbym miała PSM. Nie zniechęciło go to. Jeśli lekarka dziś nie da mi nadziei to po weekendzie do zasady 3xS (sex, spice, schody) dołączę zasadę jeszcze S jak szyby i wypucuje okna. Młodsza radzi pozrywać wiśnie*. Na jutro właśnie z młodszą jestem umówiona na zakupy. 
Zapomniałam napisać, że w weekend byliśmy u moich rodziców. Mieliśmy już nie jeździć ale tata przygotował dla nas kilka kilo kiełbasy swojskiej więc byliśmy odebrać przesyłkę. Zabraliśmy torbę do szpitala ze sobą ale mnie to nie uspokajało. W nocy śniło mi się, że rodzę, a nie chciałam rodzić w T. gdzie Młodszej nawet nie potrafili zdiagnozować wyrostka, a potem i tak go źle wycięli. 
Mama- Ja sobie zarezerwowałam, że w marcu biorę tydzień urlopu.
Ja- Spoko. Tylko od razu ostrzegam, że pierwszy tydzień po szpitalu spędzamy w trójkę: ja, P. i Mała i nie przyjmujemy gości.
Mama- No ale ja jak przyjadę to mnie wpuścicie chyba?
Ja- Oczywiście pod warunkiem, że to będzie drugi tydzień, bo w pierwszym to blokujemy drzwi. P. będzie miał dwa tygodnie urlopu to sobie damy radę. - i szybko dodałam, by nie czuła się bezużyteczna lub nie doceniona- Później będę bardziej potrzebowała pomocy. 
Wiem, że mamie się to nie podoba ale cóż taka jest moja decyzja. 

Do porodu pozostało 21 dni z miesiączki, 10 dni z USG.
Obwód brzucha- 93/94 cm
Waga- 58,1 kg. Nie wiem jakim cudem schudła. Podobno przed porodem to się zdarza.

A teraz historyjka o wiśniach. Po pierwsze zawsze twierdziłyśmy, że Młoda jest adoptowana lub jest córką D. czyli o 10 lat młodszej siostry mamy. Ze względu na jej podobieństwo do ciotki uznaliśmy, że ciocia wpadła w wieku 15 lat i by ukryć to mama zajęła się Młodą i wmówili wszystkim, że to ona jest matką. Zwłaszcza, że mało kto pamięta mamę w ciąży (nie licząc sąsiada i jego traumy). Jak byłyśmy małe to zamęczałyśmy pytaniami mamę, kto zaczął najszybciej chodzić, kto urodził się największy itp. Mama mówiła, że największa była Młoda i byłaby jeszcze większa gdyby jej nie zachciało się w 9 miesiącu zrywać wiśni. I przez lata pamiętałyśmy tą historyjkę i dopiero kilka lat temu zaświeciła się żaróweczka: Jakie wiśnie w ostatnich dniach października?! Oczywiście mama powiedziała, że chodziło jej o Młodszą urodzoną w lipcu a nie Młodą ale ziarnko niepewności dalej istnieje ;)

wtorek, 25 lutego 2014

Wyprawka

Z racji, że już jesteśmy na finiszu w końcu publikuje naszą listę wyprawkową. Wraz z opisem i charakterystyką.

1-13- Większość ubranek dostaliśmy od siostry P. Zaledwie kilka rzeczy kupiliśmy. Nie mamy tylko cieplejszej czapki, bo nigdzie nie mogę znaleźć jakiejś fajnej i w odpowiednim rozmiarze. No i pieluchy... kupiłam o grubszej gramaturze, a mimo to są byle jakie. Chyba już nie produkują takich jak dawniej.
15-16 nie mamy, bo na początku Mała będzie spałą w rożku. Później dokupimy większy komplet dla niej.
18.- W końcu doszło. Klasyczne łóżeczko z materacem GRYKOSENEM.

19- rożek, becik- po Młodym :)
20- ceratki nieprzemakalne cienkie pod prześcieradło + specjalny podkład na ansze łóżko ;) 21 wózek - zestaw- Bebetto nico plus

22 ręcznik- miał być bez kapturka ale kupiłam z kapturkierm.
23 termometr - zwykły

24 wanienka + stelaż- zwykła bez stelaza, nie kupowałam też gąbki do wanienki
25 pieluszki jednorazowe, 1 paczka happy Bella, dokupilismy juz roz 2 tym razem pampersów 26 butelka - stwierdziliśmy, że kupimy jeśli okaże się, że potrzebna jest.
27 proszek do prania dla niemowląt - chciałam kupić "dzidziusia", a kupilam "bobasa"

28 płatki kosmetyczne do mycia buzi 29 płyn do kąpieli dla dzieci lub mydło z dozownikiem

30 oliwka dla dzieci
31 spirytus - OCTENISEPT Płyn 50ml- do pepka i do mni
32 szczotka do włosów miękka
33 środek na kolkę- Bobotic Forte krople doustne 30m 1- tak na wszelki wypadek 34 środek na temperature- Paracetamol czopki 50mg 10 sztuk- tak na wszelki wypadek 35 nożyczki do obcinania paznokci z zaokrąglonymi końcami


36 aspirator lub gruszka - na oczatek mamy gruszke ;)
37 chusteczki najlepiej nasączane mleczkiem lub oliwką do wycierania pupy - kupuje na promocji w Rossmanie
38 Sudocrem krem 60g- musimy dokupić
39 krem na spacery

40 patyczki do uszów

 
41 wkładki laktacyjne dla mamy antybakteryjne 30 sztuk

42 majtki poporodowe

43 koszula porodowa- dwie sweeetasne
44 osłonka na brodawki- Baby Ono
45 odciągacz pokarmu- stwierdziliśmy, że kupimy jeśli okaże się, że potrzebny jest. 46  podkłady poporodowe-Bella Mamma 34cm

Mamy też kilak rzeczy, których nie planowaliśmy kupić ale dostaliśmy : bujaczek , sterylizator do butelek (w gratisie do wózka), oraz przewijak

Mam bóle brzucha od wczoraj. Nie wiem czy to znak zbliżającego się porodu czy niestrawność. W czwartek mam wizytę u lekarza. Mała wczoraj mega agresywna była. Kopała, że aż kiszki latały ;]

czwartek, 20 lutego 2014

Poród trauma dla męża czy dla sąsiada?

Dużo czytam o porodach i dalej nie jestem przerażona.To dziwne. Może dlatego, że szykuje się na szybki poród jak mama?

Ja- Plan jest taki, jak zacznę rodzić pojadę do szpitala. Tobie zostawię kartkę na mieszkaniu, że rodzę i będziesz dzwonił do Młodej lub Młodszej z informacją co i jak.
P.- Dlaczego?
Ja- Bo nie chcę byś zdenerwowany wracał z pracy samochodem.
P.- A tak serio to jak zaczniesz rodzić to mam się urwać z pracy?
Ja- Sama nie wiem.. Pewnie teraz mówię, że nie, a później jednak zadzwonię i będę Cię wyzywać i kazać przyjechać, bo to wszystko Twoja wina .

Dzwonię rano do Młodej. Nie odbiera. Oddzwania później.
Młoda- Co tam?
Ja- Myślałam, że w szkole jesteś i nie odbierasz ...
Młoda- Widziałam, że dzwonisz i pomyślałam, że  rodzisz, a ja chciałam jeszcze trochę pospać więc nie odbierałam. 

Teraz o porodach mojej mamy i o przeżyciach taty i ... sąsiadów. Mieszkaliśmy swego czasu gdzie indziej. Trochę na uboczu. Do jednego sąsiada pół kilometra i do drugiego tyle samo. Wiadomo telefonów nie było


Poród Starszego.
Dwa tygodnie do terminu. Lekarz po wizycie mamy wypisuje jej L4, bo mówi, że poród się zbliża  i każe jechać do szpitala popołudniu. Mama się ociąga mówi tacie, że jutro rano pojadą, po co ma zajmować łóżko, a jutro tata będzie miał po drodze do pracy. W końcu poddaje się i tata zawozi ją ok. 18 do szpitala. Lekarka do mamy, że dzisiaj urodzi ale fajnie by było gdyby zrobiła to przed 20.00, bo wtedy leci jej serial. Mama zgodnie z życzeniem przed 20.00 rodzi Starszego, a lekarka idzie oglądać serial. Nazajutrz tata dowiaduje się, że ma syna i oddycha z ulgą, że odwiózł mamę wcześniej.

Mój poród.
Mama czuje skurcze u babci i wraca do domu ze Starszym ok. 2 km. W domu nie ma taty. Mamie nie pozostaje nic innego jak zacząć gwizdać na palcach. Sąsiadka mieszkająca pół kilometrach dalej orientuje się, że coś się dzieje mimo, że to 35 tydzień. Podjeżdża autem, pakuje mamę i Starszego, zajeżdża pod swój dom, zabiera Starszego do siebie, a mężowi każe zawieźć mamę do przychodni (3 km). Tam przyjeżdża karetka i zabiera mamę do szpitala 20 km dalej. Podobno jak wyjeżdżali z mamą z windy w szpitalu to już wystawałam. Tata zostaje poinformowany przez sąsiadkę co i jak.  Następnego dnia jedzie do szpitala. Podobno byłam bardzo chuda i jak kosmita wyglądałam ;] Mimo to tata na meczu postanawia z kolegami oblać narodziny córki. Starszego sąsiadka odprowadza pod opiekę dziadka. Tata budzi się rano i nie pamięta nic. Odkrywa też, że zgubił Starszego, który tak naprawdę śpi obok w pokoju z dziadkiem. 

Młoda.
Mama w 4 miesiącu dostaje dziwnych bóli. Przyjeżdża karetka i chce ja zabrać na obserwacje. Mama uparta nie chce jechać. W końcu udaje się ją zabrać. Następnego dnia tata jedzie do szpitala ze mną i Starszym, by zobaczyć co u mamy. Za pierwszym razem lekarz go wyrzuca zanim pozwoli coś powiedzieć tacie. Tata zostawia nas przed szpitalem i robi drugie podejście. Lekarz bierze go za pijanego i znów chce go wyrzucić. Tata tylko prosi, by go nie bił i mówi, że jest trzeźwy tylko szuka zony i nie może jej znaleźć. Dlatego tak chodził i rozglądał się po salach. Tata podaje nazwisko. Lekarz od razu zabiera go do mamy. Okazuje się, że to był atak wyrostka i całe szczęście, że udało się mamę przekonać do przyjazdu do szpitala. Trzy dni później mama wypisuje się na własne żądanie na ślub swojego brata.  
Znów dwa tygodnie przed terminem skurcze i znów pomoc sąsiada. Tym razem sąsiad jedzie 30 km do innego szpitala. Po drodze w lesie...zabrakło benzyny. To nie te czasy co samochody jeżdżą jeden za drugim. Nawet już zapomniałam zapytać mamy jak zdobyli tą benzynę ale dojechali. Podobno jak sąsiad wyszedł w końcu ze szpitala to nawet samochodu nie mógł znaleźć na parkingu ze zdenerwowania. Osiwiał w tym czasie okropnie.

Młodsza
To już i ja pamiętam. Cztery tygodnie przed terminem pojawiają się skurcze. Inny sąsiad- pan Ferdek i jego syrenka. A w syrence: sąsiad, tata, ja, Starsza, Młoda i mama z Młodszą w drodze. Jedziemy do tego dalej oddalonego szpitala. Przy czym mama zaznacza, że jak będzie ordynator którego nie lubi to mają ją zabrać do innego. Oczywiście poród szybki. Młodsza była na świcie zanim odjechaliśmy.

Młody
Trauma mamy, bo cesarka. Tata zawozi mamę do szpitala na kontrolę. Mama zapomina paru rzeczy z domu więc tata jedzie do domu i chce je dowieźć. Gdy przyjeżdża okazuje się, że Młody jest już na świecie.


Waga: 59,1 kg.
Obwód brzucha: 94,5  kg
Samopoczucie: że niby ja jestem w ciąży? W ogóle tego nie czuje!

poniedziałek, 10 lutego 2014

Wizja ciąży przed i weryfikacja przez życie.

Najpierw statystyka.
Tydzień 34/36
Waga:poranna 57,7 kg, wieczorna sięga nawet do 58,9 kg!
Obwód brzucha:93-94 cm (chyba lekko opadł)
Objawy: zastanawiam się jak wygląda czop śluzowy i czy czasami nie przegapię pierwszych momentów porodu.


Test
Przed: Mam 30 lat, ustabilizowaną sytuację zawodową, męża. Kupuje malutkie buciki i wręczam swojemu wybrankowi. Są łzy szczęścia.
Życie: Mam 26 lat, właśnie rzuciłam obie prace by w końcu zacząć pracować w zawodzie na pełen etat. Robię test. Chłopak zastaje mnie w łózko wypełnionym obsmarkanymi chusteczkami. Są łzy strachu.

Poranne mdłości
Przed: Mdłości pojawiają się w pierwszych dniach ciąży, straszysz wodnika rano po śniadaniu, a potem czujesz się dobrze.
Życie: Mdłości pojawiły się w połowie drugiego miesiąca, trwały ok. 6 tygodni w formie najbardziej spektakularnej + 3 tygodnie w wersji okrojonej. Poranne mdłości nie są tylko rano ale cały dzień czujesz jakbyś zaraz miała wylądować z głową w sedesie. W moim przypadku nietolerowaniem nawet pasty do zębów. Jadłam śniadanie, straszyłam wodnika, próbowałam umyć zęby, straszyłam wodnika i gdy żołądek był pusty mogłam podjąć kolejne próby umycia zębów. Dodatkowo wystarczyła myśl o kurczaku i znów szłam pogawędzić z wodnikiem. Odkryłam, ze mój organizm najlepiej przyswaja chleb tostowy z masłem i nektarynki. Najdłuższa grypa żołądkowa lub coś jak kac gigant.

Senność i zmęczenie
Przed: kobieta w czasie ciąży lubi sobie zrobić popołudniową drzemkę.
Życie: Przez nowe hobby w postaci rozmów z wodnikiem , które okazało się dość wyczerpującym zajęciem miałam ochotę spać wszędzie. Niestety dojazd do nowej pracy zajmował godzinę, w pracy siedziałam 8 godzin, powrót w godzinach szczytu też trwał trochę dłużej. Odsypiałam tylko w weekendy. O ile nie było mi tak niedobrze, że nawet usąnć nie mia lam siły.

Wygląd
Przed: Kobiety ciężarne są wielkie, nie dbają o siebie, pochylając się nie widzą własnych palców u stop, mają cała twarz w trądziku.
Życie: jakimś dziwnym trafem przez cała ciąże miałam łącznie może 3 pryszcze, stopy widzę dalej, paznokcie słabe ale tak było zawsze, nie chodzę w dresach, , nie przytyłam 20 kg. W tej sferze moja ciąża wypada bardzo dobrze.

Społeczeństwo
Przed:bardzo denerwujące jest gdy ludzie dotykają Twojego brzucha. Wszyscy przepuszczają Cię i ustępują miejsca.
Zycie: nie przeszkadza mi jak ktoś dotyka brzucha. W tramwaju zdarza mi się, ze to ja ustępuje staruszce z laską miejsca, bo inni stoją (jak jest staruszka dość mobilna to siedzę). Raz mi kobieta ustąpiła miejsca w tramwaju. Jechałam już z 8 przystanków i był mega tłok. Ona akurat wysiadała i kazała mi siadać na jej miejscu, by czasami ktoś nie podsiadł tego miejsca. Z kasy pierwszeństwa skorzystałam raz. Aaaa i raz mi chłopak młody (gimnazjum?!) ustąpił miejsca w kościele.

Ruchy dziecka
Przed: bardzo przyjemne "bańki mydlane w brzuchu", coś na styl "motylków".
Życie:...na początku owszem. Potem jest wchodzenie pod żebra, skakanie po pęcherzu moczowym czy ciągnięcie za pępowinę i zabawa jelitami. 

Zycie codzienne:
Przed: kobiety w ciąży dużo odpoczywają, nie przemęczają się.
Zycie: chodzę normalnie do pracy, spaceruje, chodzę po schodach, prowadzę auto, sprzątam mieszkanie (nie odkurzam, bo po odkurzaniu zawsze jestem zmęczona)

Wyprawka
Przed: dla kobiety to sama przyjemność kompletowania wyprawki.
Zycie: dla mnie to trauma, co wybrać, ile tego wybrać, jaki rozmiar, jaki materiał, jaka firma... milion pytań, opinii w necie. Na szczęście najgorszy wybór (czyt.:wózek) spadł na P. „D. mówił, ze to najlepszy wózek i zap@#$%^la po śniegu jak żaden inny”. Jak Mała się urodzi to śniegu już nie będzie więc mam nadzieje, ze płozy z wózka da się ściągnąć.

Bezsenność
Przed:kobiety w ciąży cierpią na bezsenność (już wiadomo skąd senność za dnia), najlepiej gdyby spały w łazience, bo tak często muszą latać do toalety.
Zycie: Pomijając okres w którym miałam całonocne koszmary wcale nie jest źle. Wstaje do łazienki raz w nocy, dodatkowo nie mam problemow z zaśnięciem. W czasie całej ciąży może miałam trzy bezsenne noce?


A dzisiaj robię mega pranie ubranek tych kupionych i tych które dostaliśmy od siostry P. 







wtorek, 4 lutego 2014

33/35

Jak teraz nie napiszę notki to będzie mi się ciężko zebrać. Tak więc po kolei. 25-28 stycznia byliśmy u moich rodziców.
P- Jak mam się teraz zwracać do Twoich rodziców? Mamo? Tato?
Ja- Wyjdzie w praniu, a już z pewnością przy wódce.
Wieczorem gdy panowie drinkowali.
P.- A pan...
Father- Jaki pan? Teraz to jesteśmy rodziną. Możesz mi mówić „tato” ale tak szczerze mi się najbardziej podoba jak zięciu mojego sąsiada się do niego zwraca. Zawsze na imprezach mówi „Józek nie pie%^$l”.
W poniedziałek byłam wymienić dokumenty.
Najpierw zdjęcia. Mówię jakie mi potrzeba, zaznaczam, że chcę czarno białe. Płace 20 zl i mam. Straszne ale to nie wina fotografa, bo ja na zdjęciach wychodzę źle. Jedynie jeden fotograf (w Krakowie) jak mi zrobi zdjęcie to zawsze jestem zadowolona! Nawet Młodsza stwierdziła, że można do niego iść na kacu i tak wyjdzie się świetnie. 
Wymiana prawa jazdy. Wchodzę do pokoiku, pni pożera właśnie kawałek ciasta. Mówię w czym rzecz. Dostaje formularz. Po wyjściu napotykamy mojego byłego nauczyciela, dzięki któremu miałam poprawne zachowanie w gimnazjum. Żeby było smiesznie to wtedy ja i jeszcze jedna osoba mieliśmy poprawne i nikt poza nami nie miał gorszego. On miał za grożenie nauczycielce nożem, ja za „enkę z wf” z którego byłam zwolniona. Inni mogli mieć więcej "enek" i też z wf ale to było niesłychane, że ja coś takiego zrobiłam mimo, ze miałam duże podstawy do ucieczki z lekcji.
Ja- P. widzisz tego gościa w kolejce? Idź i mu przyłóż.
Father- Zonę Ci gnębił w gimnazjum. Ja mu powiedziałem, że jak go dorwę to go chyba zabije. Potem jak stałem w kolejce w sklepie, on wchodził i mnei widział to od razu wychodził.
Idę odnieść uzupełniony formularz.
Pani-Zdjęcie
Podaje.
Pani-Nie może być czarno białe...
Ja-Ale nie ma zastrzeżeń do koloru...
Pani-Nie wolno!
Ja- To ja pójdę zrobić i zaraz wracam.
Mogłam się odezwać, że przecież przez ostatnie 8 lat miałam czarno białe i mogło być. Dostaje jeszcze numer konta na który mam wpłacić kasę. Oczywiście w kasie w urzędzie. Father  stoi w kasie by zapłacić 100 zł . 100 zł plus 0,50 groszy „Drobnymi!!! Ja nie mam jak wydawać!!!” za opłatę manipulacyjną. Zdjęcia wychodzą straszne i do tego droższe o 5 zł. Idę znów do tego pokoju. Kobieta je i udaje, że mnie nie ma. Więc stoję. Ona je. A ja stoję. Wchodzi jakiś facet i wtedy raczy odwrócić głowę. 
Pani- Proszę zostawić zdjęcia i to wszystko.
Ja-Nie zupełnie, bo tam nie zaznaczyłam odpowiedniej rubryki, bo są trzy możliwości odbioru nowego prawka: osobiście, ktoś odbierze lub wysyłacie.
-Tylko osobiście!
-Ale jest przecież możliwość wyboru w formularzu...
-Nie ma!
Nosz kurde, a ostatnim razem mama mi wybierała.
Kolejny punkt gmina i dowód. Podaje zdjęcia czarno-białe. Nie ma zastrzeżeń. Pani pyta czy odbiorę osobiście czy ktoś odbierze. Więc mowię, że ktos. Miło i grzecznie. Da się? A przecież dowód to ważniejszy dokument niż prawko.

We wtorek wracamy do Krakowa. Wczesnej P. z Młodym bawią się standardowo czyli grają w Dragon Ball,, szturchają i dosypują pieprzu do herbaty.
Cały tydzień a raczej resztę tygodnia spędzam bardzo aktywnie w pracy. W sobotę jedziemy na zakupy. I w „oszołomie” trafiamy na mega kolejki. Pierwszy dzień nowej gazetki z „super promocjami”. Po staniu 25 minut w kolejce na zmianę Młoda z P. i chwilowym moim staniu i komentarzach staruszek, że przecież nie powinnam stać i żebym odeszła do kasy pierwszeństwa i skorzystała z przywileju decyduje się na ten krok. Przepuszczam jeszcze dwie ciężarne., które miały raptem kilka rzeczy.
P.- Ta jedna była gruba ale nie była w ciąży. Naprawdę!
Reszta dnia mija nam na codziennych czynnościach i lenistwie. Niedziela tak samo... do czasu. Sprawdzając listę wyprawową nagle stwierdzam, że nie wiem co jest najlepsze dla dziecka do kąpieli i co kupić. I zamiast spędzać błogie chwile w sypialni, P. spędza je ze mną próbując uspokoić. Hormony. 
Ja- Nie wiem czemu płaczę... 
P.- Nie martw się będzie dobrze... Dasz radę....
Ja- Ale porodu ja się nie boję... boję się tego co będzie potem...
P.- Damy radę.
Ja- Jak już urodzę to nie mów nikomu, że urodziłam. Nawet nie dzwoń do moich rodziców...
P.- Dlaczego? Zadzwonię, będą się cieszyć.
Ja- Ale mama zaraz będzie chciała przyjechać...
P.- To zabronimy. Zamkniemy drzwi na klucz i nie wpuścimy nikogo. A jak będzie chciała przyjechać to do Młodej. Ale dlaczego nie chcesz, by przyjeżdżała?
Ja- Bo będzie chciała pomóc, będzie mówiła co lepiej robić a ja chcę sama pierwsze dni próbować być mamą.... nawet jeśli nie wiem jaki szampon jest najlepszy do kąpieli....
P.- No rozumiem, nie będziemy nikogo wpuszczać przez pierwszy miesiąc...
Ja- Miesiąc? Myślałam o tygodniu, góra dwa....
P.- Tylko tyle?
Ten tydzień też jest intensywny. Dzisiaj przed pracą byłam na badaniach, jutro mam kolejne i w czwartek wizytę u ginekolog i najprawdopodobniej L4. W piątek przyjeżdża do nas znajome małżeństwo, a w sobotę jedziemy do rodziców P., by później już siedzieć na tyłku i czekać na rozwiązanie. 
Wszystko prawie już mamy kupione. Zostało do zamówienia łóżeczko i pościel. I kurtka dla Małej i smoczek i butelka i kilka ubranek. W niedzielę wieczorem miałam "próbne skurcze". Na szczęście mało bolesne ale nie dały mi spać. Z klei wczoraj Mała miała czkawkę, śmieszne uczucie i podskakujący brzuch.
Ja- Napiłabym się wody ale jej to nie pomoże.
P.- Mogę ją wystraszyć.

Waga- Poranna 57,7 kg, wieczorem ok. 58,5 kg.
Obwód brzucha- 93,5 cm.
Samopoczucie- Na powrót w porządku. Dalej rwące nogi. Dalej w pełni mobilna. 

Tak mi się przypomniało. Małoletnia sąsiadka właśnie zaczęła 6 m-c ciąży. Ciocia, która mieszka ok 10 domów dalej miała zawieźć ją do lekarza, ale musiała przyjechać pod dom i odwieźć ja pod dom, bo przecież "ona jest w ciąży i nie będzie tyle chodziła!". Do szkoły też nie chodzi, ogólnie podobno ma mega zachcianki i rozpacza, bo w ciąży miała być piękna, a tu na twarzy pojawiły się pryszcze. No i zrobiła się baaaaardzo duża. I tak zaczęłam się zastanawiać czy naprawdę drogie kobitki skoro lekarz nie ma żadnych zastrzeżeń i nie każe leżeć plackiem to czy warto robić z siebie takie "biedactwo w ciąży"? Wiem, że każda osoba znosi inaczej ciąże, ja miałam najgorsze miesiące na początku ale dalej robię to co robiłam i dzięki temu czuje, że jestem sprawna i waga w normie. Ja wiem, że ten stan nie jest może jakoś super dobrym czasem dla nas ale nie wolno też robić z siebie obłożnie chorych, bo same na tym tracimy.

piątek, 24 stycznia 2014

31 a może 33?

Czuje się oszukana przez samą siebie, bo wszystko wskazuje, że jestem w 33 tygodniu ciąży, a nie 31 ;)
-Ciąże liczymy od daty ostatniej miesiączki. Tylko, że w czerwcu była normalna miesiączka w pierwszych dniach, a potem dodatkowe krwawienie w połowie miesiąca. Lekarka liczy od połowy miesiąca i wychodzi termin porodu na 23 marca. Gdyby ominąć dodatkowe krwawienie termin byłby na 9 marca.
-Wymiary dziecka od początku wskazują na wyższy level. Na wtorkowym USG lekarka oznajmiła, że wygląda na 33 tydzień czyli termin porodu byłby koło 9 marca, a nie 23!
-Znając datę poczęcia liczy się do daty porodu 38 tygodni. Akurat P. był wtedy w delegacji w Anglii i pojawił się na jeden weekend w Polsce i gdyby tak liczyć to też wypada 9 marca!!!!

Tak więc w poniedziałek zacznie się 34 tydzień, a nie 32. I chyba zaczynam panikować, bo:
-nie mam gotowej torby do szpitala
-nie mam kupionego wózka ani ubranek dla dziecka
- bo zastanawiam się jak wszyscy koledzy zareagują gdyby mi odeszły wody w pracy, chociaż z drugiej strony...

To koledzy w pracy:
-doradzali mi szpital,
-doradzali wózek,
-mówili co jest najlepsze na nudności
-opowiadali o przebytych porodach (aż momentami myślałam, że to oni rodzili, a nie ich żony)
-dawali też sposoby na podtrzymanie laktacji...

Mam nadzieje, że Mała nie będzie tak ciekawa świata jak jej matka i poczeka dłużej w brzuchu, bo ja sama urodziłam się w 35 tygodniu. A na L4 zamierzam dopiero iść za dwa tygodnie.

A teraz całkiem serio, jakbym urodziła w samolocie to dziecko dostaje bezpłatne loty, w kawiarni dostanie dożywotnią bezpłatną kawę, a jak urodzę w pracy? Dostanę dożywotnią videokonferencję po angielsku  z Hindusami?

Liczbowo.
Waga-57,2 rano- 58-wieczorem (na początku ciąży ważyłam 53 kg, a potem spadłam do 47 kg)
Obwód brzucha- 91 cm i lekarka twierdzi, że większy nie urośnie, bo jestem szczupła głęboka- cokolwiek ma to oznaczać.
Objawy- brak zgagi, brak rozstępów, brak humorków, brak puchnących nóg, brak zadyszek. W pracy śmieją się, że jestem mobilna, bo bez problemu pokonuje 30 stopni do swojego pokoju i 90 do kadr! Nie używam windy. Jedynie co mi przeszkadza (ale to też było przed ciążą) to zespół niespokojnych nóg. Niestety nic z tym nie mogę zrobić i ulgę przynosi spacer lub przygniatanie nóg czymś ciężkim (marzy mi się taki betonowy blok....ahhhhhh....)








wtorek, 21 stycznia 2014

Slubnie


Część I
Uwaga wychodzę za maż.

-Kiedy robisz wieczór panieński?
-W piątek wieczorem razem z Małą. Zrobimy sałatkę, potem będzie wieczór spa, maseczki, malowanie paznokci..... A Ty kiedy?
-Ja wieczór kawalerski mam co wieczór od dnia narodzin...

-To w sobotę będzie noc poślubna. I jeśli okaże się, że nie jesteś dziewicą to składam reklamacje i wznoszę pozew o rozwód.

-Dzisiaj co chwilę spoglądałem na swoją rękę i stwierdziłem, że z obrączką już tak ładnie nie będzie wyglądać.

Część II
Tragedia z blondynką w tle.

Nie uciekłam sprzed ołtarza, chociaż P. dzwonił gdzie jestem z jego rodzicami, bo on z moimi czekał na miejscu. Nie mówiąc o Młodszej, która zaliczyła już 3 śluby czekając na nas. Obrączki weszły nam na palce mimo że dłonie mieliśmy bardzo spocone od trzymania się za rękę i nawet pani w urzędzie powiedziała, że nie musimy się tak trzymać. Nie pomyliliśmy imion, nie zacięliśmy się chociaż podobno ja się cały czas śmiałam mówiąc przysięgę. Nie popłakałam się ale za to Młody się wzruszył. Wszystko przebiegło sprawnie do czasu gdy część gości poszła do restauracji, a ja ze szwagierką, Starszym i Młodszą udaliśmy się do samochodu, by podjechać na miejsce. Samochód wcześniej zaparkowałam na chodniku, szłam do bagażnika zmienić obuwie na wygodniejsze. Przy samym bagażniku na drodze była duża i dość głęboka kałuża. Widziałam, że jedzie samochód i postanowiłam się cofnąć, by mnie nie ochlapał. Krok do tyłu na krakowski chodnik, płyta się ruszyła, straciłam równowagę, leciałam do przodu i zastanawiałam się jak upaść, by nie upaść pod nadjeżdżający samochód, a zarazem nie spaść na brzuch. Tak więc wylądowałam w wielkiej kałuży na czworaka zatapiając komórkę, klucze od samochodu i bukiet.
-Jak Ci się nie podobał bukiet to trzeba było powiedzieć, a nie go topić- powiedziała Młodsza.
-To była moja próba samobójcza jak zdałam sobie sprawę, że teraz już jestem mężatka.
-Nie chciał Cię samochód ochlapać to sama się położyłaś w kałuży.
Z kałuży wyszłam z wodą w butach, o dziwo z działającym telefonem, brudnym bukietem gdzie róże herbaciane zmieniły po części kolor na brązowy, z podartymi rajstopami i mokrą sukienką. Młodsza kupiła w kiosku rajstopy i gdy zmieniałam je w aucie odkryłam, że mam do krwi zdarte kolana oraz palce u rak. Tak więc moja sukienka oprócz błotnych plam okryła się czerwonymi kropkami.
Reszta dnia upłynęła spokojnie nie licząc tego, że zdjęcia z tego dnia są straszne. W barwach żółci i niebieskości, a czasami sprawiają wrażenie trójwymiarowych, bo albo i na sali i w restauracji było zjechane światło albo wszystkie aparaty nawaliły. No i prawie rodzice P. spóźnili się na busa. I tak przejechałam kilka świateł na pomarańczowym.

Część III
Już wróciłam czyli po wszystkim.

Sukienka się nie sprała ale będę dalej walczyła z plamami, komórka ma zdartą obudowę, a zdarcia na moim ciele się goją. P. często gęsto bawi się obrączką
-Szkoda, że nie ma zdjęć- powiedział P.
-Są... tylko, że straszne, na jednym wyglądam jakbym rodziła... Swoją drogą dzięki temu nie będzie czego drzeć w czasie rozwodu, czy też w co rzucać rzutkami.
-W sumie racja.

-Zapomnieliśmy o intercyzie.
-Teraz do już mam przesypane- powiedział P.
-Co to jest intercyza?- zapytał Młody.
-Gdyby doszło do rozwodu to tel telewizor byłby P., a tak to muszą go podzielić na pół.. .albo wzdłuż albo w szerz.... najlepiej jakąś piłą, by każdy mógł wziąć po połówce- wytłumaczył Father.
Teraz pozostaje nam szykować wyprawkę i modlić się, by aparaty w czasie chrzcin były sprawne, a chodniki równe .

Co się zmieniło od ślubu? Nic. I niczego się nie spodziewaliśmy, bo znamy się bardzo dobrze, kochamy, jesteśmy razem kilka lat, o dziwo nie mamy żadnych cichych dni ani się nie kłócimy (przez cały związek były może 3 kłótnie!). Szanujemy się, pomagamy sobie nawzajem i dbamy o siebie,a uczucia okazujemy sobie codziennie.
-Brzuchozaur...
-Mężozaur...
-Żonozaur...
-Pakozaur...
I tak dalej i dalej...



wtorek, 14 stycznia 2014

Dni otwarte

W sobotę poszliśmy zobaczyć miejsce tortur. Oczywiście mowa o dniach otwartych szpitala w którym będę rodzić. Spodziewaliśmy się 5-6 par, a było ponad 60! Czyli jednak jest sezon na ciąże!* Dostałam plan porodu, panie dokładnie poinformowały jak wyglądają poszczególne etapy, co się dzieje i co niestety może się stać. Potem obejrzeliśmy sale. Cała ta wizyta utwierdziła nas tylko w tym, że ja NIE CHCĘ by P. był przy porodzie i ON NIE CHCE być przy porodzie ;) Ogólnie oglądaliśmy różne filmiki w internecie czy programy na temat ciąży ale chyba do końca dotarło do P. co mnie czeka, bo nawet był skłonny na super-hiper-extra ofertę szpitala z własną położną, własnym pokojem i nawet obiadem na życzenie za kwotę 3.5 tys.! Jak dla mnie to za tą kwotę mógłby ktoś urodzić zamiast mnie ;) W każdym razie nie chcę „jedynki”. Wolałabym dzielić z kimś pokój, bo zawsze to raźniej i można liczyć na ewentualną radę lub pomoc współlokatorki. Po drugie nie potrzebuje własnej położnej czy też nie chcę, by moja ginekolog była przy porodzie.
-Ona jest dziwna. Raz super hiper pięknie wszystko, ona jest miła, a czasami chyba się nie wysypia i marudzi.
O jedzeniu na życzenie też po porodzie chyba nie będę marzyła. Co dadzą to zjem. Zwłaszcza, ze jedzenie będzie i tak podawane pod względem kobiet karmiących i zbyt dużego wyboru nie mam. Co najdziwniejsze dalej się porodu nie boję. Bardziej stresuje się tym, ze jeszcze nie mam gotowej torby do szpitala, a to już przecież 30 tydzień.

Kładziemy się z P. spać. Zostaję w staniku i w swoich leginsach ciążowych, które okrywają cały brzuch.
P.- Tak, tak mój drogi Obelixie pora już spać....

P.- Ale masz duże piersi...
Ja- Spokojnie po porodzie zmniejszą się.
P.-Nie wolno używać w jednym zdaniu słowa „zmniejszą się” ze słowem „piersi”.

P.-Wiesz co jutro musisz zrobić?
Ja-Yyyyy...posprzątać łazienkę?
P.-Nie. Masz schować tą grę w którą gram. Tylko schowaj tak bym nie znalazł.
Ja-Zaniosę ją do tej staruszki p o sąsiedzku i powiem, że może Ci oddać jak coś dla niej zrobisz.
P.-Posprzątam mieszkanie?
Ja-Hmmm.... może coś bardziej wymagającego... striptiz?

* Kiedyś zadzwoniłam do centrum fitness by zapisać się na zajęcia dla kobiet w ciąży.
-Niestety teraz zajęć nie prowadzimy dla kobiet ciężarnych, bo to nie sezon na ciąże.
Skoro rodzę w marcu to chyba jest sezon na wylęganie się piskląt. Trafiłam na sezon rozrodczy u ptaków. Zawsze muszę zamotać.

środa, 8 stycznia 2014

Przedślubnie

Nic nie poradzę na to, że notki najlepiej pisze mi się w pracy. Zwłaszcza jak nie mam nic ciekawego do robienia. Młodsza się śmieje, że nic kompletnie tam nie robię, bo ciągle wysyłam jej jakieś linki lub dzwonię. No cóż bywają takie dni. Ogólnie nie wiem jak Wy ale mi się podoba tegoroczna zima. Dzięki temu co weekend z P. zaliczamy dłuższe lub krótsze spacerki. Ostatnio nawet zaliczyliśmy jeden półtoragodzinny. Z racji, że jakoś nie chce mi się po pracy ćwiczyć to przynajmniej w weekendy nadrabiam. I powiem szczerze, że jeśli nie jest to szybkie tempo to po spacerze czuje się bardzo dobrze, a nawet lepiej niż bez spaceru. W nocy nie rwą mnie nogi i lepiej mi się oddycha. Dodatkowo tak wcześniej ukołysana Mała na spacerze też jest spokojniejsza.
Co do ślubnych perypetii to po obrączkach nastała mała komplikacja z restauracją. Wcześniej poszukaliśmy w internecie wszystkich w okolicach USC W sobotę poszliśmy zwiedzić pierwszą. Zamknięte. Restauracja jest nieczynna w weekendy. Kolejna owszem jest otwarta ale po prostu dostaniemy tego dnia to co oni serwują i nie ma możliwości wybory z karty dań. Kolejna z kolei ma w swojej karcie potrawy domowe tj. gołąbki, bigos, pierogi, krokiety... Brak czegoś „grubszego”. P. stwierdził, że jak tak dalej pójdzie to bok USC jest budka z fast foodami o super nazwie „Zajebistro”. Z powodu braku możliwości wyboru zastanawiam się nawet czy nie skorzystać z pewnego pubu u jakiegoś Zbycha czy Wieska gdzie dostalibyśmy z pewnością do obiadu piwo. Udajemy się w innym kierunku gdzie kusi nas „Wiejski pierożek” oraz bar orientalny „Ci-sko z ko-ta”. Znajdujemy też pub „Ewa” gzie oprócz szyldu nie ma nic. Drzwi do pubu są zamurowane. I w końcu jest piwniczka gdzie organizują kameralne wesela. Coś dla nas. Oczywiście zamknięte więc spisujemy numer telefonu i udajemy się do domu...głodni. Po drodze znajdujemy jeszcze jedną restauracje i znowu jakimś dziwnym trafem jest nieczynna.
- Wszystko nieczynne w soboty! Jak to możliwe? Chyba tylko rynek pozostaje.
P. jednak dzwoni do „kameralnych wesel”. Okazuje się, że z miłą chęcią zorganizują nam trzygodzinny obiad za uwaga 120zł od osoby. Z braku laku P. nawet się zgadza. Ja jednak odnajduje jeszcze jedno miejsce. Hotel w centrum przy rynku. Koszt obiadu :przystawka, pierwsze danie, drugie danie, deser, kawa/herbata w cenie 45 zł od osoby! Można dokupić na miejscu alkohol lub inne dodatkowe potrawy, możemy wybrać stolik i wszystko wygląda pięknie... Tak więc nie będzie obiadu po weselu w Zajebistro czy też w McDonaldzie jeśli w sobotę uda nam się uzgodnić szczegóły. Uzgodniliśmy też, że jeśli nasi rodzice będą chcieli (przyjeżdżają na jedne dzień) to po obiedzie możemy iść na rynek na piwo i by pozwiedzać Kraków. Z restauracji mamy też blisko na dworzec.
Sukienkę kupiłam. Całkowicie inna niż chciałam. Ale jedyna która leżała dobrze na mnie i kosztowała tylko 75zł! Z długim rękawem, prosta, rozkloszowana na dole, bez dekoltu i w kolorze ecrui. Coś w tym stylu.
W czasie jej poszukiwań przymierzyłam kilka rodzajów których wyglądałam jak Brodka w Sylwestra. Masakra. Robiłam się wielka!
-Szukam sukienki, która byłaby luźniejsza na brzuchu.
-Każda z nas by taka chciała po świętach- odpowiedziała pani sprzedawczyni.
Naprawdę mam tak mały brzuch, że wszyscy dalej myślą, ze tylko przytyłam?
-Jaki rozmiar?- pyta inna ekspedientka.
-Przed ciążą S teraz wolałabym M na wszelki wypadek- zaznaczam wyraz "ciąża" żeby kolejna sprzedawczyni nie myślała, że jestem ofiarą świątecznego obżarstwa.
Ogólnie z zakupu jestem zadowolona. Sądzę, że nawet potem bez problemu krawcowa przerobi mi ja tak, że będę mogła w niej chodzić po porodzie. Potrzebuje jeszcze dodatków do niej, spinkę z kwiatem do koka i zastanowić się w jakich butach wystąpię i w ….rajstopach? Kupiłam dwie party rajstop. Grubsze białe i szare ze wzorkiem. I jak będzie trzeba kupie kolejne. Tylko jakie? 

czwartek, 2 stycznia 2014

Ostatnie dwa tygodnie

Miałam blogowego lenia. Tak więc dopiero teraz napiszę co i jak.

Babcia
Nie było źle. Babcia nie zmieniła się w trzygłowego smoka i nie ziała ogniem. Nie wyciągnęła ze spiżarki wagi, ba! Nie wyciągnęła też dyb czy też piły motorowej. Nie dała też na mszę (albo przynajmniej o tym jeszcze nie wiem) za nawrócenie mnie. Przyjęła wszystko spokojnie. Ale tak jak się spodziewaliśmy mama miała już pierwszą serię walecznych pytań dlaczego to nie robimy kościelnego i cywilnego razem.

Pobyt w domu
Byłam w domu tydzień. Przyjechaliśmy z P. w sobotę, a później On wyjechał na święta do siebie. W tym czasie odwiedziłam troszkę rodzinki, zostały mi przedstawione historię porodów w rodzinie dzięki czemu Młodsza ma strach i obawę przed zajściem w ciąże, a małoletnie kuzynki rozkminiają jak ciocia zdołała urodzić ich brata skoro ten ma tak wielką głowę! Dodatkowo odkryłam, że moi rodzice utuczyli kota. Naprawdę ten kot jest szerszy niż dłuższy, wygląda jak Garfield i nawet nie ma siły po drabinie wchodzić.
-Tez byś tak wyglądała jakbyś pożerała 2kg parówek z Biedronki w ciągu tygodnia.
Zaczynam podejrzewać, że skład chemiczny tych parówek sprzyja odkładaniu się tkanki tłuszczowej.
Kot został przygarnięty do nas ponad rok temu, sama skóra i kości plus rany. Jak na początku aktywnie łapał myszy w garażu, robił za kota obronnego (zaatakował raz psa który szczekał na Fathera) tak teraz jego aktywnością jest turlanie się. Na krzesełku na tarasie jego wielki tyłek się nie mieści.

Wigilia
Świętujemy ja spokojnie. Tylko w gronie domowników. Modlitwa, łamanie opłatkiem, kolacja, śpiewanie kolęd i prezenty. Mama w tym roku wyszła na plus. W Wigilię była kumulacja w Lotto.
-Nie puściłam Lotka- powiedziała Młodsza.- Ogólnie jestem chyba uzależniona od tego... jak kupię zdrapkę to gdy wygram, to za wygraną kupuje kolejną zdrapkę....
-Jadę do sklepu to mogę Ci jeszcze kupić kupon lub zdrapkę- powiedział Father.
-To ja Wam się spowiadam ze swojego nałogu, a wy chcecie go pogłębić?
Stanęło na tym, ze wszyscy chcieli zdrapkę lub los oprócz mamy. Father więc jej dokupił na chybił trafił do prezentu. I co? I mama wygrała 160 zł. Z wygranej puściła znów los i tym razem tylko trójka. W każdym razie chyba odblokowaliśmy jej żyłkę hazardzisty i teraz w domu będą dwie osoby uzależnione.

Pobyt u P.
W piątek zgodnie z umową miałam pojechać do P. Father odwiózł mnie na przystanek i lipa. Najpierw podjechała moja „koleżanka”. Naprawdę nic nie mam do tej dziewczyny, bo jest miła i nic nikomu złego nie zrobiła ale jest mega męcząca i wygląda tak jakby życie było dla niej zbyt ciężkie. Tak więc po chwili pobytu z nią zastanawiasz się nad sensem własnego życia, a potem masz ochotę wziąć sznur i przewiesić go na najbliższym drzewie. Na szczęście śpieszyła się i do etapu sznura nie doszliśmy. Potem podszedł kolega taty który jest niemowa. To sobie z nim porozmawiałam. Nie znam migowego ale tata miał innego starszego kolege niemowę, a i u nas na ulicy po sąsiedzku jest dwójka niesłyszących dzieciaków. Tak więc w miarę kontaktowałam i dowiedziałam się parę szczegółów o nim. A potem tata sprawdził na rozkładzie, że ...autobus nie kursuje. No tak internetowi nie zawsze można ufać. Tak więc telefon do P. i powrót do domu. Następnego dnia już mi się udało i prosto z dworca pojechaliśmy do brata P. Po powrocie odkryliśmy, ze jego pies (P. nie brata P.) zjadł wszystkie czekoladowe cukierki ze stołu. Dobrze, ze nie chwycił się tych z choinki. Naprawdę ten pies jest mega łakomy nic w zasięgu jego łap nie można pozostawić. Od P. pojechaliśmy w poniedziałek do Krakowa. Powiem szczerze, że te kilkudniowe rozstanie dobrze zrobiło. P. się stęsknił, ja też .
-Jak będziesz miał mnie dość to będziesz mnie wywoził z dzieckiem na kilka dni....
-Na przykład do lasu! Tam pobędziecie kilka dni....
-Ja miałam na myśli moich rodziców ale spoko może w lesie tak źle nie będzie. Tylko nie przywiązuj nas do drzewa.

Sylwester
Zaczął się późno. To znaczy wstaliśmy po 9.00, pojechaliśmy prosto do przychodni, bo musiałam zrobić sobie badania, potem na śniadanie „pełnowartościowe” do McDonalda, a potem wybrać obrączki. Zdecydowaliśmy się na takie same, wypukłe złote. Była chwila zastanowienia czy czasami ja nie chcę posiadać swojej z diamencikiem ale stwierdziliśmy, że skoro teraz już zaręczynowy zahaczam brylantem o wszystko to obrączka ma być zwykła i prosta. Wybraliśmy, poprosiliśmy panią i okazało się, że na obrączki trzeba czekać 5 tygodni! Ślub za niespełna 3 tygodnie! Pani poinformowała nas, że oni mają na tym sklepie tylko wzory i, że jeśli chcemy to możemy podjechać do innego centrum gdzie oni mają sklep i tam dostaniemy od ręki obrączki o ile nie zabrakło rozmiarów. Tak więc zakupy w auchanie, dla nas scrablle, picollo i piłka do ćwiczeń, dla Młodej napoje na noc. Jedziemy do drugiego centrum. Tam inna pani na informuje, że zostaliśmy wprowadzeni w błąd i niestety nic nie może dla nas zrobić.
-Trzeba będzie wziąć jakąś śrubkę zamiast obrączki.
-Albo pójść do jakiegoś jubilera gdzie nie mają tylu zamówień.
Ale idąc zobaczyliśmy jeszcze jeden salon z biżuterią. I tam Pan poinformował nas, że na 15 da radę zrobić obrączki. Pomierzyliśmy paluchy (ja mam 10 P. 17;p) wybralismy model i mamy czekać na telefon ;) Wyszło troszkę drożej ale grunt, że jest. Dodatkowo możemy w ciągu 2 lat za darmo sobie coś wygrawerować.
-Za dwa lata to jedynie co można wygrawerować to „Nie popełniaj tego błędu co ja”.
Uszczęśliwieni, że nie będziemy musieli pierścionków kupować w automacie za 2 zł poszliśmy na pizzę. Dosłownie dzień pod znakiem smeiciowego jedzenia. Potem P. wstąpił kupić sobie bluzę i spodnie do biegania. A potem udaliśmy się do Młodej gdzie zastaliśmy krajobraz po wojnie. Wojnie stoczonej wcześniejszej nocy pomiędzy Szwagjem, R., Młodszą i jej Pantoflem,a kilkoma butelkami alkoholu. Przy czym z pewnością Młodsza poległ a tak samo jak butelki z wódką. Wypiłam herbatkę podmieniłam rzeczy i pojechaliśmy do Szwagierki zawieźć jej materac i pompkę. P. zaczął się zastanawiać po powrocie do domu czy czasami nie wybrać się jednak na sylwestra do moich sióstr ale zwłoki Młodszej dalej stały mu przed oczami i stwierdził, ze lepiej dla mnie będzie jak zostaniemy na mieszkaniu, by później nie musiała dźwigać jego i kopać dołka. Tak więc sylwestra spędziliśmy upijając się picollo, jedząc śmieciowe żarcie w postaci gruszek, jabłek, bananów i śliwek, oglądając pasjonujące filmy i rozgrywając partyjkę w scrable. Niestety picollo uderzył mi tak do głowy, że tuż przed północą zasnęłam ;)
Wczoraj poszliśmy na noworoczny spacer i całkiem przyjemnie spędziliśmy dzień na mieszkaniu. W weekend idziemy zrobić maraton po restauracjach, by w końcu je ocenić i wybrać coś na obiad po ceremonii w USC. Bo jeśli znowu zostawimy to na ostatni moment (chociaż już jest ten ostatni moment) to skończy się na tym, że udamy się na obiad do KFC lub McDonald u. Dodatkowo chyba zainwestuje w jakąś sukienkę na ślub. To znaczy mam zastępcza ale wyciągnę w sobotę P. na tandetę na zakupy.. Ogólnie to w planie na styczeń jest dużo niejasności wahań. Ale o tym może w kolejnej notce. A znając moje lenistwo to labo powstanie jutro w pracy albo dopiero za tydzień ;)