czwartek, 2 stycznia 2014

Ostatnie dwa tygodnie

Miałam blogowego lenia. Tak więc dopiero teraz napiszę co i jak.

Babcia
Nie było źle. Babcia nie zmieniła się w trzygłowego smoka i nie ziała ogniem. Nie wyciągnęła ze spiżarki wagi, ba! Nie wyciągnęła też dyb czy też piły motorowej. Nie dała też na mszę (albo przynajmniej o tym jeszcze nie wiem) za nawrócenie mnie. Przyjęła wszystko spokojnie. Ale tak jak się spodziewaliśmy mama miała już pierwszą serię walecznych pytań dlaczego to nie robimy kościelnego i cywilnego razem.

Pobyt w domu
Byłam w domu tydzień. Przyjechaliśmy z P. w sobotę, a później On wyjechał na święta do siebie. W tym czasie odwiedziłam troszkę rodzinki, zostały mi przedstawione historię porodów w rodzinie dzięki czemu Młodsza ma strach i obawę przed zajściem w ciąże, a małoletnie kuzynki rozkminiają jak ciocia zdołała urodzić ich brata skoro ten ma tak wielką głowę! Dodatkowo odkryłam, że moi rodzice utuczyli kota. Naprawdę ten kot jest szerszy niż dłuższy, wygląda jak Garfield i nawet nie ma siły po drabinie wchodzić.
-Tez byś tak wyglądała jakbyś pożerała 2kg parówek z Biedronki w ciągu tygodnia.
Zaczynam podejrzewać, że skład chemiczny tych parówek sprzyja odkładaniu się tkanki tłuszczowej.
Kot został przygarnięty do nas ponad rok temu, sama skóra i kości plus rany. Jak na początku aktywnie łapał myszy w garażu, robił za kota obronnego (zaatakował raz psa który szczekał na Fathera) tak teraz jego aktywnością jest turlanie się. Na krzesełku na tarasie jego wielki tyłek się nie mieści.

Wigilia
Świętujemy ja spokojnie. Tylko w gronie domowników. Modlitwa, łamanie opłatkiem, kolacja, śpiewanie kolęd i prezenty. Mama w tym roku wyszła na plus. W Wigilię była kumulacja w Lotto.
-Nie puściłam Lotka- powiedziała Młodsza.- Ogólnie jestem chyba uzależniona od tego... jak kupię zdrapkę to gdy wygram, to za wygraną kupuje kolejną zdrapkę....
-Jadę do sklepu to mogę Ci jeszcze kupić kupon lub zdrapkę- powiedział Father.
-To ja Wam się spowiadam ze swojego nałogu, a wy chcecie go pogłębić?
Stanęło na tym, ze wszyscy chcieli zdrapkę lub los oprócz mamy. Father więc jej dokupił na chybił trafił do prezentu. I co? I mama wygrała 160 zł. Z wygranej puściła znów los i tym razem tylko trójka. W każdym razie chyba odblokowaliśmy jej żyłkę hazardzisty i teraz w domu będą dwie osoby uzależnione.

Pobyt u P.
W piątek zgodnie z umową miałam pojechać do P. Father odwiózł mnie na przystanek i lipa. Najpierw podjechała moja „koleżanka”. Naprawdę nic nie mam do tej dziewczyny, bo jest miła i nic nikomu złego nie zrobiła ale jest mega męcząca i wygląda tak jakby życie było dla niej zbyt ciężkie. Tak więc po chwili pobytu z nią zastanawiasz się nad sensem własnego życia, a potem masz ochotę wziąć sznur i przewiesić go na najbliższym drzewie. Na szczęście śpieszyła się i do etapu sznura nie doszliśmy. Potem podszedł kolega taty który jest niemowa. To sobie z nim porozmawiałam. Nie znam migowego ale tata miał innego starszego kolege niemowę, a i u nas na ulicy po sąsiedzku jest dwójka niesłyszących dzieciaków. Tak więc w miarę kontaktowałam i dowiedziałam się parę szczegółów o nim. A potem tata sprawdził na rozkładzie, że ...autobus nie kursuje. No tak internetowi nie zawsze można ufać. Tak więc telefon do P. i powrót do domu. Następnego dnia już mi się udało i prosto z dworca pojechaliśmy do brata P. Po powrocie odkryliśmy, ze jego pies (P. nie brata P.) zjadł wszystkie czekoladowe cukierki ze stołu. Dobrze, ze nie chwycił się tych z choinki. Naprawdę ten pies jest mega łakomy nic w zasięgu jego łap nie można pozostawić. Od P. pojechaliśmy w poniedziałek do Krakowa. Powiem szczerze, że te kilkudniowe rozstanie dobrze zrobiło. P. się stęsknił, ja też .
-Jak będziesz miał mnie dość to będziesz mnie wywoził z dzieckiem na kilka dni....
-Na przykład do lasu! Tam pobędziecie kilka dni....
-Ja miałam na myśli moich rodziców ale spoko może w lesie tak źle nie będzie. Tylko nie przywiązuj nas do drzewa.

Sylwester
Zaczął się późno. To znaczy wstaliśmy po 9.00, pojechaliśmy prosto do przychodni, bo musiałam zrobić sobie badania, potem na śniadanie „pełnowartościowe” do McDonalda, a potem wybrać obrączki. Zdecydowaliśmy się na takie same, wypukłe złote. Była chwila zastanowienia czy czasami ja nie chcę posiadać swojej z diamencikiem ale stwierdziliśmy, że skoro teraz już zaręczynowy zahaczam brylantem o wszystko to obrączka ma być zwykła i prosta. Wybraliśmy, poprosiliśmy panią i okazało się, że na obrączki trzeba czekać 5 tygodni! Ślub za niespełna 3 tygodnie! Pani poinformowała nas, że oni mają na tym sklepie tylko wzory i, że jeśli chcemy to możemy podjechać do innego centrum gdzie oni mają sklep i tam dostaniemy od ręki obrączki o ile nie zabrakło rozmiarów. Tak więc zakupy w auchanie, dla nas scrablle, picollo i piłka do ćwiczeń, dla Młodej napoje na noc. Jedziemy do drugiego centrum. Tam inna pani na informuje, że zostaliśmy wprowadzeni w błąd i niestety nic nie może dla nas zrobić.
-Trzeba będzie wziąć jakąś śrubkę zamiast obrączki.
-Albo pójść do jakiegoś jubilera gdzie nie mają tylu zamówień.
Ale idąc zobaczyliśmy jeszcze jeden salon z biżuterią. I tam Pan poinformował nas, że na 15 da radę zrobić obrączki. Pomierzyliśmy paluchy (ja mam 10 P. 17;p) wybralismy model i mamy czekać na telefon ;) Wyszło troszkę drożej ale grunt, że jest. Dodatkowo możemy w ciągu 2 lat za darmo sobie coś wygrawerować.
-Za dwa lata to jedynie co można wygrawerować to „Nie popełniaj tego błędu co ja”.
Uszczęśliwieni, że nie będziemy musieli pierścionków kupować w automacie za 2 zł poszliśmy na pizzę. Dosłownie dzień pod znakiem smeiciowego jedzenia. Potem P. wstąpił kupić sobie bluzę i spodnie do biegania. A potem udaliśmy się do Młodej gdzie zastaliśmy krajobraz po wojnie. Wojnie stoczonej wcześniejszej nocy pomiędzy Szwagjem, R., Młodszą i jej Pantoflem,a kilkoma butelkami alkoholu. Przy czym z pewnością Młodsza poległ a tak samo jak butelki z wódką. Wypiłam herbatkę podmieniłam rzeczy i pojechaliśmy do Szwagierki zawieźć jej materac i pompkę. P. zaczął się zastanawiać po powrocie do domu czy czasami nie wybrać się jednak na sylwestra do moich sióstr ale zwłoki Młodszej dalej stały mu przed oczami i stwierdził, ze lepiej dla mnie będzie jak zostaniemy na mieszkaniu, by później nie musiała dźwigać jego i kopać dołka. Tak więc sylwestra spędziliśmy upijając się picollo, jedząc śmieciowe żarcie w postaci gruszek, jabłek, bananów i śliwek, oglądając pasjonujące filmy i rozgrywając partyjkę w scrable. Niestety picollo uderzył mi tak do głowy, że tuż przed północą zasnęłam ;)
Wczoraj poszliśmy na noworoczny spacer i całkiem przyjemnie spędziliśmy dzień na mieszkaniu. W weekend idziemy zrobić maraton po restauracjach, by w końcu je ocenić i wybrać coś na obiad po ceremonii w USC. Bo jeśli znowu zostawimy to na ostatni moment (chociaż już jest ten ostatni moment) to skończy się na tym, że udamy się na obiad do KFC lub McDonald u. Dodatkowo chyba zainwestuje w jakąś sukienkę na ślub. To znaczy mam zastępcza ale wyciągnę w sobotę P. na tandetę na zakupy.. Ogólnie to w planie na styczeń jest dużo niejasności wahań. Ale o tym może w kolejnej notce. A znając moje lenistwo to labo powstanie jutro w pracy albo dopiero za tydzień ;)

1 komentarz:

  1. Czy było intensywnie :)
    Uff, to dobrze,że babcia całość przyjęła na chłodno, i oszczędziła problemów przyszłej mamie :)

    OdpowiedzUsuń