Miałam
blogowego lenia. Tak więc dopiero teraz napiszę co i jak.
Babcia
Nie
było źle. Babcia nie zmieniła się w trzygłowego smoka i nie
ziała ogniem. Nie wyciągnęła ze spiżarki wagi, ba! Nie
wyciągnęła też dyb czy też piły motorowej. Nie dała też na
mszę (albo przynajmniej o tym jeszcze nie wiem) za nawrócenie mnie.
Przyjęła wszystko spokojnie. Ale tak jak się spodziewaliśmy mama
miała już pierwszą serię walecznych pytań dlaczego to nie robimy
kościelnego i cywilnego razem.
Pobyt
w domu
Byłam
w domu tydzień. Przyjechaliśmy z P. w sobotę, a później On
wyjechał na święta do siebie. W tym czasie odwiedziłam troszkę
rodzinki, zostały mi przedstawione historię porodów w rodzinie
dzięki czemu Młodsza ma strach i obawę przed zajściem w ciąże,
a małoletnie kuzynki rozkminiają jak ciocia zdołała urodzić ich
brata skoro ten ma tak wielką głowę! Dodatkowo odkryłam, że moi
rodzice utuczyli kota. Naprawdę ten kot jest szerszy niż dłuższy,
wygląda jak Garfield i nawet nie ma siły po drabinie wchodzić.
-Tez
byś tak wyglądała jakbyś pożerała 2kg parówek z Biedronki w
ciągu tygodnia.
Zaczynam
podejrzewać, że skład chemiczny tych parówek sprzyja odkładaniu
się tkanki tłuszczowej.
Kot
został przygarnięty do nas ponad rok temu, sama skóra i kości
plus rany. Jak na początku aktywnie łapał myszy w garażu, robił
za kota obronnego (zaatakował raz psa który szczekał na Fathera)
tak teraz jego aktywnością jest turlanie się. Na krzesełku na
tarasie jego wielki tyłek się nie mieści.
Wigilia
Świętujemy
ja spokojnie. Tylko w gronie domowników. Modlitwa, łamanie
opłatkiem, kolacja, śpiewanie kolęd i prezenty. Mama w tym roku
wyszła na plus. W Wigilię była kumulacja w Lotto.
-Nie
puściłam Lotka- powiedziała Młodsza.- Ogólnie jestem chyba
uzależniona od tego... jak kupię zdrapkę to gdy wygram, to za
wygraną kupuje kolejną zdrapkę....
-Jadę
do sklepu to mogę Ci jeszcze kupić kupon lub zdrapkę- powiedział
Father.
-To
ja Wam się spowiadam ze swojego nałogu, a wy chcecie go pogłębić?
Stanęło
na tym, ze wszyscy chcieli zdrapkę lub los oprócz mamy. Father więc
jej dokupił na chybił trafił do prezentu. I co? I mama wygrała
160 zł. Z wygranej puściła znów los i tym razem tylko trójka. W
każdym razie chyba odblokowaliśmy jej żyłkę hazardzisty i teraz
w domu będą dwie osoby uzależnione.
Pobyt
u P.
W
piątek zgodnie z umową miałam pojechać do P. Father odwiózł
mnie na przystanek i lipa. Najpierw podjechała moja „koleżanka”.
Naprawdę nic nie mam do tej dziewczyny, bo jest miła i nic nikomu
złego nie zrobiła ale jest mega męcząca i wygląda tak jakby
życie było dla niej zbyt ciężkie. Tak więc po chwili pobytu z
nią zastanawiasz się nad sensem własnego życia, a potem masz
ochotę wziąć sznur i przewiesić go na najbliższym drzewie. Na
szczęście śpieszyła się i do etapu sznura nie doszliśmy. Potem
podszedł kolega taty który jest niemowa. To sobie z nim
porozmawiałam. Nie znam migowego ale tata miał innego starszego
kolege niemowę, a i u nas na ulicy po sąsiedzku jest dwójka
niesłyszących dzieciaków. Tak więc w miarę kontaktowałam i
dowiedziałam się parę szczegółów o nim. A potem tata sprawdził
na rozkładzie, że ...autobus nie kursuje. No tak internetowi nie
zawsze można ufać. Tak więc telefon do P. i powrót do domu.
Następnego dnia już mi się udało i prosto z dworca pojechaliśmy
do brata P. Po powrocie odkryliśmy, ze jego pies (P. nie brata P.)
zjadł wszystkie czekoladowe cukierki ze stołu. Dobrze, ze nie
chwycił się tych z choinki. Naprawdę ten pies jest mega łakomy
nic w zasięgu jego łap nie można pozostawić. Od P. pojechaliśmy
w poniedziałek do Krakowa. Powiem szczerze, że te kilkudniowe
rozstanie dobrze zrobiło. P. się stęsknił, ja też .
-Jak
będziesz miał mnie dość to będziesz mnie wywoził z dzieckiem na
kilka dni....
-Na
przykład do lasu! Tam pobędziecie kilka dni....
-Ja
miałam na myśli moich rodziców ale spoko może w lesie tak źle
nie będzie. Tylko nie przywiązuj nas do drzewa.
Sylwester
Zaczął
się późno. To znaczy wstaliśmy po 9.00, pojechaliśmy prosto do
przychodni, bo musiałam zrobić sobie badania, potem na śniadanie
„pełnowartościowe” do McDonalda, a potem wybrać obrączki.
Zdecydowaliśmy się na takie same, wypukłe złote. Była chwila
zastanowienia czy czasami ja nie chcę posiadać swojej z
diamencikiem ale stwierdziliśmy, że skoro teraz już zaręczynowy
zahaczam brylantem o wszystko to obrączka ma być zwykła i prosta.
Wybraliśmy, poprosiliśmy panią i okazało się, że na obrączki
trzeba czekać 5 tygodni! Ślub za niespełna 3 tygodnie! Pani
poinformowała nas, że oni mają na tym sklepie tylko wzory i, że
jeśli chcemy to możemy podjechać do innego centrum gdzie oni mają
sklep i tam dostaniemy od ręki obrączki o ile nie zabrakło
rozmiarów. Tak więc zakupy w auchanie, dla nas scrablle, picollo i
piłka do ćwiczeń, dla Młodej napoje na noc. Jedziemy do drugiego
centrum. Tam inna pani na informuje, że zostaliśmy wprowadzeni w
błąd i niestety nic nie może dla nas zrobić.
-Trzeba
będzie wziąć jakąś śrubkę zamiast obrączki.
-Albo
pójść do jakiegoś jubilera gdzie nie mają tylu zamówień.
Ale
idąc zobaczyliśmy jeszcze jeden salon z biżuterią. I tam Pan
poinformował nas, że na 15 da radę zrobić obrączki.
Pomierzyliśmy paluchy (ja mam 10 P. 17;p) wybralismy model i mamy
czekać na telefon ;) Wyszło troszkę drożej ale grunt, że jest.
Dodatkowo możemy w ciągu 2 lat za darmo sobie coś wygrawerować.
-Za
dwa lata to jedynie co można wygrawerować to „Nie popełniaj tego
błędu co ja”.
Uszczęśliwieni,
że nie będziemy musieli pierścionków kupować w automacie za 2
zł poszliśmy na pizzę. Dosłownie dzień pod znakiem smeiciowego
jedzenia. Potem P. wstąpił kupić sobie bluzę i spodnie do
biegania. A potem udaliśmy się do Młodej gdzie zastaliśmy
krajobraz po wojnie. Wojnie stoczonej wcześniejszej nocy pomiędzy
Szwagjem, R., Młodszą i jej Pantoflem,a kilkoma butelkami alkoholu.
Przy czym z pewnością Młodsza poległ a tak samo jak butelki z
wódką. Wypiłam herbatkę podmieniłam rzeczy i pojechaliśmy do
Szwagierki zawieźć jej materac i pompkę. P. zaczął się
zastanawiać po powrocie do domu czy czasami nie wybrać się jednak
na sylwestra do moich sióstr ale zwłoki Młodszej dalej stały mu
przed oczami i stwierdził, ze lepiej dla mnie będzie jak zostaniemy
na mieszkaniu, by później nie musiała dźwigać jego i kopać
dołka. Tak więc sylwestra spędziliśmy upijając się picollo,
jedząc śmieciowe żarcie w postaci gruszek, jabłek, bananów i
śliwek, oglądając pasjonujące filmy i rozgrywając partyjkę w
scrable. Niestety picollo uderzył mi tak do głowy, że tuż przed
północą zasnęłam ;)
Wczoraj
poszliśmy na noworoczny spacer i całkiem przyjemnie spędziliśmy
dzień na mieszkaniu. W weekend idziemy zrobić maraton po
restauracjach, by w końcu je ocenić i wybrać coś na obiad po
ceremonii w USC. Bo jeśli znowu zostawimy to na ostatni moment
(chociaż już jest ten ostatni moment) to skończy się na tym, że
udamy się na obiad do KFC lub McDonald u. Dodatkowo chyba
zainwestuje w jakąś sukienkę na ślub. To znaczy mam zastępcza
ale wyciągnę w sobotę P. na tandetę na zakupy.. Ogólnie to w
planie na styczeń jest dużo niejasności wahań. Ale o tym może w
kolejnej notce. A znając moje lenistwo to labo powstanie jutro w
pracy albo dopiero za tydzień ;)