piątek, 29 listopada 2013

Corka ludożerka


-Dzień dobry...- zajrzałam do gabinetu mojej ginekolog.
-Dzień dobry- odpowiedziała lekarka- Co Panią sprowadza?
-Yyyy ciąża- odparłam trochę zaskoczona, bo co prawda lekarka, może mnie nie pamiętać ale brzuch raczej jest widoczny.
--Proszę podać kartę ciąży... zwolnienie lekarskie przedłużamy?
-Yyyyy... nie było zwolnienia i raczej nie potrzebuje... fajnie by było jakieś zaświadczenie, że jestem w ciąży, bo szefowa potrzebuje.
-Dobrze... proszę usiąść na fotel...
Posłuchała serca małej, sprawdziła szyjkę, ostatnie badania i nie znalazła nic niepokojącego.



Dlaczego nie potrzebuje L4:
-mieszczę się jeszcze w drzwiach
-bez pomocy dźwigu i windy wchodzę u nas w firmie na 3 piętro (90 schodów! Dziś liczyłam)
nie lubię sama być na mieszkaniu, a P. jest w pracy,innego dziecka nie mamy, ani psa (chociaż śniło mi się, że mamy dwa szynszyle i chomika wielkości królika) nawet kwiatków nie mamy. Zioła, które należy podlewać codziennie zakończyły swój żywot podczas zbyt długich naszych weekendów.
-zaległości w lekturach, filmach, krzyżówkach nadrabiam codziennie po pracy
-mam za mało do sprzątania, bo sprzątam na bieżąco,a w weekendy łącznie z myciem kafelek w łazience i doszorowaniem piekarnika.
-siedząc na L4 całkowicie się rozleniwię, a tak trzymam „formę”
-dalej bez problemu potrafię ustępować ludziom starszym miejsca w tramwaju mimo że inni młodsi i z mniejszym brzuchem nie potrafią

Naprawdę rozumiem, że nie każda z nas znosi dobrze ciąże. Pamiętam drugi miesiąc i nietolerowanie niczego do jedzenia oprócz chleba tostowego i nektarynek. Pamiętam, że nawet umyć zębów nie mogłam, chciałam ciągle spać i wyglądałam jakbym była ciężko chora. Wtedy pewnie bym była wdzięczna za ustąpienie miejsca w tramwaju czy też L4 na chociaż 3 dni. Teraz oprócz napadów Małej jest dobrze. Bo Mała uwielbia znęcać się nad matką. Tyle mówi się o przemocy wobec dzieci a tutaj nie ma nic o przemocy wobec rodziców. Wieczorami uwielbia próby przebicia się przez macicę za pomocą główki i kopniaków. Sprawdza też rozciągliwość i wytrzymałość pępowiny i jelit. Lubi pokopać w pęcherz moczowy.
-Sądzę, ze jakby miała zęby to już dawno wygryzłaby się na zewnątrz.
-Wystarczyłyby jej dłuższe paznokcie na wydarcie dziury.
Będę mieć koszmary, że moja własna córka zżera mnie od środka.

środa, 20 listopada 2013

Płeć ma znaczenia

Leżymy w łóżku z P. Światło zgaszone, powoli zasypiamy ale ja rozpoczynam dialog, a raczej monolog.
-Tak mi się przypomniało, czytałam ostatnio na jakimś blogu, że jedna dziewczyna ble ble ble ble. Ble ble ble ble... ble ble ble... ble ble ble ble, ble ble. Ble ble ble ble ble...
P. zaczyna się okropnie śmiać.
-Co się stało?
-Właśnie sobie uświadomiłem, że TY coś do mnie mówisz, a ja nie mam pojęcia o czym mówisz. Mogłabyś opowiadać cokolwiek, a aj jestem wyłączony.
-Spokojnie mi to nie przeszkadza, mogę mówić nawet jak mnie nie słuchasz. Tak więc ona ble ble ble...
P. już się nie śmiał. Nie rozumiem dlaczego.

Do Krakowa przyjechała w odwiedziny sąsiadka zza płotu. A. tym razem ograniczyła ilości i wielkość bagaży. Miała spać u Młodszej w pokoju, a tam zmieści się tylko ona i walizka. Ona i większa walizka nie maja prawa się zmieścić. Nie mówiąc już o niej i dwóch walizkach. W każdym razie podjechaliśmy tam z P. na herbatę.  Dziewczyny drinkowały. Oczywiście główny punkt programu to ploty i ploteczki.
-Słyszałam, że Twoja kuzynka urodziła.
-No! Ale były cyrki podobno. Zajechali na porodówkę, a ona się darła, że mają coś zrobić, no bo ją boli. Krzyczała cały czas. Szedł jakiś stażysta to go złapała i zaczęła dusić i mówić, żeby sprawił, by nie bolało. On do niej  że nic nie może zrobić, bo jest tylko na stażu, a ona, że ja to nie obchodzi.
-Dlatego nie chcę by P. był przy porodzie. Zabrałabym Młodą lub Młodszą  ale sądzę, że po wszystkim żadna nie chciałaby rodzić. 
-T już to widzę- odezwała się Kręcona.- Zapewne podejdziesz do kogoś powiesz: przepraszam, bo ja rodzę co mam robić? Lekarz odpowie, że teraz nie ma czasu, a Ty sobie usiądziesz i powiesz  że spokojnie poczekasz, że wszystko jest ok. Potem powiesz, że urodziłaś i żeby sobie nie przeszkadzał tylko podał Ci nożyczki to sama dasz radę odciąć pępowinę, potem, by im  dalej nie przeszkadzać ubierzesz  się i pojedziesz do domu.
-A jak urodzę w drodze do szpitala w taksówce  to zaraz po porodzie wysprzątam gościowi samochód i będę milion razy przepraszać za to, że mu fotele poplamiłam.


-A czuje już Pani ruchy dziecka?
1. Pierwsze poczułam zaraz około 17 tygodnia chociaż wtedy nie zdawałam sobie sprawy co to jest. 
2.Kolejne były takie jakby delikatne bąbelki uderzające o ścianę brzuchu.
3. Maleństwo z czasem odkryło pępowinę czy też jakieś jelita i co najmniej raz dziennie pociągało za nie..
4. Lubi też się bawić w chowanego pod żebrami. (Nieprzyjemne uczucie zwłaszcza, że gdy przekręcam się w celu wyciągnięcia dziecka z tego miejsca to mam dziwne wizje, że mogę mu krzywdę zrobić)
5. Ruchy pod tytułem nie lubię bigosu, bo na kolacje był bigos. To co działo się niedawno było  przerażające. Bo wyglądało na to, że dziecko chce przebić się przez mój brzuch i wyjść na zewnątrz. Uderzenia były naprawdę mocne. Aż podskakiwałam na łóżku. P. jako niedowiarek musiał dotknąć brzucha.
-Co to było?- zapytał odskakując na bok.
-Ono kopie...
-Aż tak?
-Niestety. Już bije matkę, a dopiero takie małe. Będzie kara.
-Zakaz wychodzenia..
-I na komputer.. i na PS3..
-Tak przez miesiąc...
Grunt to od razu wyznaczyć dziecku granice.

Ono ma płeć.  Wszystkie domowe sposoby okazały się fałszywe. Tzn nie próbowaliśmy tego z sikaniem na ziarno pszenicy i żyta. W każdym razie Ono jest dziewczynką. Imię mamy wybrane już wcześniej.  Było już kilka uwag co do imienia, sama też mam wątpliwości ale kto ich nie miał?
Idąc na studia twierdziłam, że moja córka będzie miała na imię Milena( pierwotna wersja Lena ale stwierdziłam, że to zbyt wymyślne na tamte czasy). Z P. zastanawialiśmy się nad  prostymi zwykłymi imionami: Ania, Natalia, Ola,.... I tak przeszło do mniej zwyczajnych imion. Propozycja P. się spodobała. Imię pasuje do nazwiska (chociaż do nazwiska P. pasują wszystkie imiona). I jeżeli nic się nie zmieni, to nasza córka będzie miała na imię Aurelia. 
Co prawda już się boję kłopotów z pisaniem imienia przez niektórych typu : Ałrelia, albo Ałrelja ale nawet najprostsze imię można zepsuć. U mnie przez 3 lata w legitymacji studenckiej pisało „Małogrzata”. A mama w dowodzie rejestracyjnym miała  napisane „Barabara”. 



Wczoraj tak jak zawsze zanim zwlekłam się z łózka milion razy nacisnęłam przycisk „drzemka” na komórce. Tak jak zawsze śniadanie zjedliśmy razem oglądając wieczorne wczorajsze wydanie Faktów. Później tak jak zawsze umyliśmy razem zęby w łazience, poprzypominaliśmy sobie nawzajem o kluczach, kanapkach i „odznakach”. Tak jak zawsze razem wyszliśmy z bloku iii.. zupełnie inaczej udaliśmy się na tramwaj w celu oszukania krakowskich korków. W tramwaju porozmawiałam sobie 9 a raczej ona wygłosiła monolog) ze staruszką, której P. ustąpił miejsca. Pani była pewna, że jestem licealistka (ha! Widzisz Młodsza? Ustępują mi miejsca nie dlatego, że staro wyglądam tylko dlatego, że ciąże zauważają ;p). Pani z milion razy zapytała mnie czy P. jest dobry dla mnie i czy się mną opiekuje, bo jak nie to ona może go wychować ;) W każdym razie staruszka była sympatyczna. Potem razem z P. pokonaliśmy schody na trzecie piętro i weszliśmy za wielkie drzwi. Tam odpowiedzieliśmy na kilka pytań, podpisaliśmy parę dokumentów, potem spotkaliśmy się z panem w skórzanej kurtce, kolorowej koszuli i apaszce. Pan nas poinformował o kilku szczegółach i już było po. Tak więc skoro już wszystko zaklepane to 18 stycznia o godzinie 11 wstępujemy w związek małżeński. Teraz zostało rozkminić co z obrączkami (nie są wymagane, brać, czy nie brać, złote czy srebrne), moim bukietem i sukienka( ale to bliżej daty sprawdzę czy w coś się jeszcze mieszczę) kupić szampana( dla mnie i dla Młodego piccolo), znaleźć restauracje.
P. zadzwonił do rodziców, by ich poinformować wcześniej co i jak. Będą mieli czas na wytłumaczenie Oskarowi dlaczego zostanie sam w domu (może nie zupełnie s am, zapewne ciocia będzie z nim). Już wiadomo, że na noc w Krakowie nie zostaną, bo by się Oskar zapłakał. Jest tak duży ale ciągle pcha się na kolana co nie jest mile widziane, bo waży jakieś 50 kg. Oskar uwielbia wszystko co słodkie więc nie można go zostawić w pokoju z ciastkami na stoliku. Lubi też owoce, nie gardzi orzechami, jabłkami, pomarańczami czy też kiwi. I wszystko byłoby do pojęcia gdyby nie to, że Oskar to pies i to prawie 12 letni. Rodzice P. nie mogą nocować poza domem, bo pies bez nich nie zaśnie. Więcej problemów niż z dzieckiem ;)

Z innych rzeczy około ślubnych miałam problem z wyborem nazwiska. P. zezwolił mi nawet na swoje panieńskie ale nie byłam do tego przekonana. W końcu zdecydowałam się na dwuczłonowe i kiedyś będę płakać jak mi przyjdzie podpisać np. 20 papierków pod rząd. Moje imię to 10 liter+ panieńskie nazwisko to 8 liter plus nazwisko P to 9 liter. Jego jest znane i z moim imieniem ładnie się komponuje i nie powiem, bo już ktoś w show biznesie takie nosi. Moje panieńskie ma jakieś 400 osób w Polsce, jest mało znane i ciężkie do napisania ale jest moje- na nie pracowałam te 26 lat. Tak więc zostało dwuczłonowe.
M********* C*******- O********.
Oczywiście przedstawiać się będę tylko jednym, tam gdzie to możliwe będę podpisywała się jednym.
Zaczął się 6 miesiąc waga o różnych porach dnia różna od 53.3 do 54.6. Obwód brzucha 86-88cm. Humorków brak, rozstępów brak, zachcianek brak, energia jest. W takiej ciąży mogę być. W pracy już wszyscy wiedzą. Szefowa dowiedziała się przed podpisaniem kolejnej umowy. Ekipa z pokoju wczoraj.

-Zosia jest ładna- powiedziała Kręcona.
-Nieeee...-padło z naszych ust.
-Czemu?
-Bo kojarzy się z ciotunią.
-Tą od landrynek?
-Tak.
Teraz szybka historyjka. Ciotunia jest siostrą drugiej zony dziadka, a zarazem naszej prawdziwej babci Jest więc ciocią taty. Miala szczegolne zamiłowanie do Młodszej. A dokładnie łapania ją za policzki i mówienia jakie piękne pucie-musie mojej kochanej wnuczki są. Mysie-pysie babcine serduszka. Gdy Mlodsza podrosła to pojawil się Młody, który dosiadł możliwości bycia wypucowanym, wymisianym i wykochanym przez ciotunię. Raz załapała się nasza małoletnia kuzynka Nata.
-Co to za baba? I co ode mnie chciała? Nie jestem jej wnuczką- nie kryła oburzenia.
Ciotunia swoje ofiary wypatrywała z balkonu i o dziwo miała dobry wzrok. Potem zapraszała do siebie gdzie częstowała landrynkami znalezionymi gdzieś za telewizorem lub na regale między książkami. Landrynkami zapewne 600 lat temu raczył się Władysław Jagiełlo podczas bitwy pod Grunwaldem ale z racji grzeczności nieliczni z nas częstowali się nimi. Krążą pogloski, że tak naprawdę te landrynki były serwowane podczas chrztu Polski ale na to nie mamy jednak dowodów.
Ciotunia nie jest złą osobą ona wszystkich kocha ale za bardzo. Zwłaszcza swoje córki, ktre oszukują ja na każdym kroku. Ciotunia jest po prostu męczącą osobą. Przebywanie dłużej w jej towarzystwie sprawia, że po nadmiaru: słoneczek, misiów-pysiów i babcinych szcz ęść ma się ochotę dla równowagi ubrać na czarno, pójśc na koncert have metalowy czy wypić tanie wino w parku z gimnazjalistami.
Leżymy w łóżku wieczorem.
-Zosia jest ładnie...
-Nie....

piątek, 8 listopada 2013

Ciążowe rozważania

Mam wyrzuty sumienia. Zamiast pisać  testy siedzę i bawię się z muchą chodząca mi po monitorze, za pomocą myszki.  A żeby już nie marnować całkowicie czasu to teraz napiszę notkę i na mieszkaniu ją tylko opublikuje. Jakoś na razie ciąża mi nie przeszkadza w codziennych czynnościach. Poczekamy dwa miesiące gdy zacznę mieć problem z zawiązywaniem sznurówek, co 15 minut będę latać do toalety, a lód skuje chodniki i będę próbowała utrzymać równowagę z dużym balastem na brzuchu (chyba Ono się nie spodobało słowo balast, bo dość mocno kopnęło). Szefowa wie. Powiedziałam jej tydzień temu przed podpisaniem kolejnej umowy. Wiem, głupia jestem. Mówię szefostwu przed podpisaniem umowy o tym, że za trzy miesiące znikam. Przecież podpisuje się i dopiero tedy mówi. Ja jednak mam spaczone poczucie sprawiedliwości i wiary w ludzi. Umowę mam podpisaną na kolejny rok. Dało się? Dało. W każdym razie stwierdziła, że nic nie widać po mnie. No tak chodzę w luźniejszych ubraniach. Za to w moich ciuchach o rozmiarze XS i S widać doskonale brzuch.
- Czy mi się zdaje czy w czasie kilku dni tak strasznie urósł?
-Mam nadzieje, że Ci się zdaje. 
 Pamiętam, że czytałam dawno temu artykuł na jakimś z portali o ciąży. Podobno kobiety najmniej lubią okres pomiędzy 4 a 5 miesiącem kiedy dopiero brzuszek się uwidacznia i ludzie podejrzewają je bardziej o nocne podjadanie, a nie o stan błogosławiony. U mnei z racji, że ten stan był na jesieni to nikt raczej  o nic mnie nie posądzał, bo teraz w połowie 5 miesiąca dalej nie wierzą, że jestem w ciazy. Moja miejscowośc. Stoję z dalszą sąsiadką i plotkujemy o jednej małoletniej która też jest w ciąży.
-Ale się porobiło, wpadła dziewczyna, potrzymała rodzinną tradycję,... Szkoda, że szkoły średniej jeszcze nie skończyła byłoby łatwiej jej... Coraz więcej tych dzieci. Ona chyba jest w 3 miesiącu..
-Tak. Ona w 3, a  ja w 5-tym..
-hhehe dobre dobre...  Robią slub na świeŧa..
-my postanowilismy poczekać, aż się urodzi i dopiero myśleć o slubie.
-?!?!? Naprawdę jesteś w ciązy? Myślalam, że żartujesz!
-5 miesiąc..
-Nic po tobie nie widać..
Kurczę mam nadzieje, że kobietaw tramwaju ustapiła mi miejsca, bo zauważyła ciąże, tak samo ten chłopak w kościele... a nie dlatego, ze jestem stara.
Jedynei na sąsiada mogę liczyć.  
-Od razu widać, że ejsteś w ciązy. Znam Cię kilka dobrych lat i wiem jaką miałaś figurę i przecież ten brzuch nie może nic innego oznaczać. 
No!

Wiem, że różnie kobiety znoszą ciąże ale ja staram się pracować tak jak wczesniej. Ogólnei ciąże chyba znosze bardzo dobrze. Tfy tfu byle nie zapeszyć.  Pierwszy miesiąc był miesiącem mojej nieświadomości, że mam w brzuchu dzikiego lokatora. W tm czasie przez pierwsze dwa tygodnie pracowałam intensywnei i miałą mczas tylko na kawę i drożdżówkę. Rano szłam do szkoły do pracy, potem prosto do drugiej pracy gdzie ściągałam eleganckiego ubrania i wskakiwałam w zwykłą koszulkę, by pokserować studentom ściągi. Potem w pierwszych tygodniach lipca intensywnei uczyłam się, by zdać wszytskei testy i egzaminy do nowej pracy (angielski, programowanie, analityczne myślenie, kolejny test z programowania, kolejna rozmowa sprawdzająca umiejętności techniczne i kolejny test). I akurat będąc już po testach okazało się, ze jestem w ciązy. W środę zrobiłam test-tym razem innny niż pisemny. Wynik był pozytywny. W czwartek komisja lekarska wchodząca w skład pani doktor i maszyny USG orzekła, że test wykonałąm poprawnie i gratulują mi zaliczenia kolejnego etapu w moim życiu.  Potem nastepnego dnia zadzwoniła inna komisja(ta u których testy i rozmowy trwały dłużej) i orzekła, że  chca mnei przyjąć do pracy.  Niemneij jednak muszę przejśc obowiązkowe skzolenia, zakończone ...testami... Dodatkowo „ obcy” zaczal testować mój zoładek i moją cierpliwośc. Zmieniajac moja dietę z kawa, fast food, parówki na zimno, kawa, sucha bułka, paczka żelek na . Przeskoczyłam na zdrowszą dietę ale... Wtedy „ono” nie pozwoliło mi jeść nic oprócz nektarynek i chleba z masłem. Z czasem stwierdziło, ze pasta do zębów tez nie jest fajan i każda próba umycia zębów kończyła się klękaniem w wc i próbą straszenia wodnika. Taki stan był to początku września, z czasem zaczęła mtoleować kwasne rzeczy, potem ziman parówki, aż w końcu wszystko oprócz mozzarelii i kurczaka. Długo też nie wchodziął mi jajecznica. Przez ten czas  zwagi ok. 52.5 zleciałam do 47 kg. P. śmiał się, że wyglądam jakbym była chora i „ono” zjadało mnei od środka. Zasypialam wszędzie, byłam okropnei zmęczona.  P. przejął się moim zdrowiem i zaczał kontrolować to co jem. Ogólnie dzięki ciązy rzuciałam kawę, już mi nie smakuej tak jak kiedyś i nie potrzebuje jeje, by utrzymać się na nogach. Da się? Jednak da!. Dodatkowo jem bardzo regularnie i zdrowo. Śniadanie, przed wyjściem do pracy, kanapka+owoc+obiad w pracy, podweiczorek i kolacja już po powrocie. P. pilnuje skłądu produktów które kupujemy.  Sprawdza jakieś dziwne związki chemiczne i literkę „E” w produktach. Czekoladę i ciastka zamienilismy na owoce i mieszanke studencką. Oczywiście pozwalamy sobie na chwilę grzeszków (biszkopty w czkeoladzie z milki!) ale w rozsąnych granicach. Zdarza nam się zamiast 100% soku (najtaszy i z najmniejsza iloscia konserwantow jest Don Simon z biedronki) kupic butelke Pepsi, czy w odwiedzinach u kogoś sprobowac chipsow ale wszystko z umairem. 

Po całym zmaieszaniu nastał etap dobrego samopoczucia. Nie mam zgagi, nie mam zmiennych humorków. Jedynei co mam to kłopoty ze snem. Sen mam lekki. Dodatkowo często w nocy budzi mnei przejeżdżąjąca karretka mimo, że jeździ daleko od naszego bloku, budza mnei też kaczki które zamieszkują krzaki w pobliżu osiedla (dobrze, że te z zamrażalnika pozbyły się głwoy i w nocy nie kwaczą), budzę się raz w nocy na skorzystanei z toalety, i budzę się z powodu dziwnych snów. Dziś śniły mi się małpy pałkowe. Nie wysilajcie się .Nie ma takich. Po prostu w śnie były takie. Jak ktoś chciał je zaatakować to broniły się pałkami. Mimo to lgnęły do ludzi i uwielbiały być noszone na rekach. Dziś również remontowalam dużego fiata. Na szczescie nie zmęczyłam się bardzo, bo do wyciągnaia poszczególnych elementów nie potrzebowałam śrubokrętów, kluczy, młota czy kilku niecenzurowanych słów. Ale jak się obudziąłm Ono zaczeło kopać i nie moglam już zasnąć. 
Ciąże ogolnei znosze bardzo dobrze. Lekarka pytałą mnei czy chcę już zwolnienei L4. Nie widze takiej potrzeby. Dobrze m iw pracy, uczę się nowych rzeczy, a na mieskznaiu bym się znaudziła.  A tak to pracuje jak pracowałam, po schodach chodze tak jak chodziłam na wyższe piętra.  Są gorszee dni kiedy mam ochotę tylko położyć się i zasnąć ale takie zdarzały się też przed ciążą. No i czasami muszę wstać od biurka i iść na spacer, bo mnei bolą plecy czy czuje ucisk na brzuchu. Najwazniejsze jest dla mnei by nie zaszkodzić maluchowi, a zarazem żyć tak jak się żyło wcześniej.

środa, 6 listopada 2013

o wszystkim

Wczoraj zaczęłam 20 tydzień ciąży. Rano byłam u lekarki, która pochwaliła mnie chyba pierwszy raz w życiu. Była zaskoczona jak bez leków i tylko dzięki i zdrowemu odżywianiu można tak bardzo poprawić wyniki badań. Nie ma potrzeby bym przyszła wcześniej niż za miesiąc. Mam tylko pójść na USG i test obciążenia glukozą. No i pojawia się problem, bo... Mam prywatną opiekę medyczną za całe 1 zł za miesiąc. Jest kilka placówek w Krakowie. Akurat USG na które mam pójść znajduje się w jednej z tych placówek. Wczoraj pękł budynek. Wieczorem na infolinia powiedzieli mi, że rejestracja jest zablokowana w tym punkcie. Jest możliwość rejestracji dopiero na 2 grudnia. Ale pod koniec tygodnia placówka ma ruszyć i może się okazać, że badania da się przeprowadzić szybciej (ostatnim razem czekałam tydzień). P. jest niepocieszny, bo jakby się dało to JUŻ, by chciał znać płeć. Będzie musiał poczekać chociaż padła propozycja, by wybrać się na USG prywatnie gdzieś. Tylko nie wiem czy warto wydawać kasę.
Waga: 52 – równe rano. Od 53-55 wieczorem.
Obwód brzucha od 82- 86.
Zachcianki- brak.
Rozstępy- brak.
Samopoczucie- bardzo dobre.
Musze jednak zadbać nad kondycją i troszkę wziąć się w garść jesli chodzi o planowanie ślubu cywilnego. Bo na razie idzie nam to ciężko. Większe plany i zapal do tego mają moi rodzice. 
Mama- Ale kiedykolwiek kościelny weżniecie?
P. milczy..
-No kiedyś tak...

-Wystraszyliście P. dajcie spokój- odezwała się Młoda.

W każdy razie rodzice zaczęli licytować między sobą walory lokali weselnych w okolicy.
- Jeszcze nie wybraliśmy czy weżniemy tu czy w Krakowie czy u P....
Jednak jestem słabo przekonująca.
Udało się jednak ustalić wieczorem z P., że ślub weżniemy u mnie. Ogólnie rodzice plus świadkowie i tylko obiad. Nic więcej. Rodzice dalej prześcigają się w chwaleniu swoich lokali. Tata prezentuje podczas powrotu z cmentarza okoliczne punkty.
-A nie ma tu jakiejś restauracji pięciogwiazdkowej?- zapytał P.

-Jest ale chyba tylko na zamku.

-No to ustalone Zamek!
Tata informuje mamę, że P. wybrała zamek. Czyli żaden z ich typów.
-Ale nie jest to dobry pomysł... Po co taki koszty... to się nie opłaca..

-To tylko obiad. Nic więcej... Jak będzie ślub kościelny zrobimy to gdzie indziej.

-Powiedz p . , że to nie jest dobra myśl.
-Jak chce na zamku to zostanie na zamku. My za to płacimy.

I tak w głębi duszy dziękuje Bogu na to, że nie wpadliśmy na pomysł robienia teraz ślubu kościelnego, bo chyba dzięki różnym wizjom to w końcu, by się rodzice po obrażali/
Zastanawiamy się cały czas nad świadkami na ślub cywilny, na ślub kościelny nad chrzestnymi... Tak, by nikt nie poczuł się pominięty... Zastanawiamy się też nad połączeniem chrztu ze ślubem kościelnym ale wtedy musielibyśmy się w miarę szybko decydować. A raczej ja się nad tym zastanawiałam. U nas w okolicy chrzci się dzieci około miesiąca od narodzin. U P. nawet jak mają pół roku. Oboje się boimy, że przez nasz „zapał” do organizacji i planowania możemy nigdy się nie doczekać ślubu kościelnego, a tak byłoby szybko, sprawnie i dwa w jednym ;)
Tylko czy jest coś takiego jak korespondencyjny kurs małżeński?

P. mieszka w miasteczku. Tzn pochodzi z miasta, przenieśli się do miasteczka obok tego miasta jak był w gimnazjum. Ze zwierząt ma psa chociaż pamięta z dzieciństwa, ze jego dziadek hodował kury...w bloku.
Ja wychowałam się na wsi, a jak mieliśmy 6 lat znów przeprowadziłam się na inną wieś. Na starej wsi mieliśmy barany, kury, kaczki, indyki, króliki, świnie, koty i psy. Dodatkowo w domu chomiki, świnki morskie.... Po przeprowadzce w naszym domu było miejsce na chomiki (może do końca nie akceptowane przez mamę), a potem na rybki. Na podwórku za to były psy (liczba ich zależała od miotu ale zazwyczaj są to dwa dorosłe + max 11 szczeniąt. Od niedawna s dwa koty,. A ze zwierząt hodowanych mamy kury i w przejawach natchnienia mamy kaczki i króliki (te ostatnio jednak się nie pojawiają). Ogólnie zwierzaki mają zakaz wchodzenia na przednią cześć podwórka. Kury jednak nic z tego sobie nie robią, kaczki za to nie przechodzą granicy domu. Z P. jak przyjeżdżamy parkujemy za domem. ! Listopada poszliśmy na kawę do cioci i to uratowało P. przed zawałem. Gdy wróciliśmy do domu tata się uśmiechał pod nosem i wiedziałam, ze coś się stało ale on swoim zwyczajem nic nie mówił. Dopiero jak P. opuścił pomieszczenie to rzekł:
-Kaczki zaatakowały samochód P.
Ja wiedziałam co to znaczy. P. raczej nie i lepiej gdyby nie wiedział. Kaczki ulokowały się na całym samochodzie. Kto jest ze wsi wie jak ą doskonałą maszyną do szybkiej produkcji nawozu naturalnego s ą kaczki. Kaczka skubnie trawkę, ciach robi kleksa, kolejne dwa kroki skubnięcie trawy i kolejny kleks. Wystarczy pół godziny by samochód pokrył si mazią... Tata wylał kilak wiader wody na samochód ale mimo tego następnego dnia P. zauważył pióra za wycieraczką i piach. On był przerażony (gdyby zobaczył wcześniejszą wersje samochodu to by zemdlał), a my z trudem próbowaliśmy zapanować nad śmiechem.


-Młody..
-Ono..
-Będzie chłopak...
-A ja coraz bardziej czuje, ze dziewczynka

-To będziesz musiał wybrać imię ..
-To co dla chłopaka wybrałem nie podoba mi się tak bardzo.
-Jak nie Kuba to?
-Może Krzysiek?
-po moim trupie
-Będziemy musieli coś wybrać..
-Jest dużo ładnych imion... Nazwijmy go Wiesiek..- rzuciłam chociaż wiedzialam, ze P. nie cierpi tego imienia.
-Już lepiej Żyrandol